Gdańska (nie)sprawiedliwość!

6 marca, 2020 1 przez Redakcja

Nitek-Płażyńska dostała z liścia w twarz. Razem z odważną kobietą blisko 40 milionów Polaków. No może nie licząc Donalda z Sopotu. Ten ugrzązł w Brukseli na ustalaniu gdzie i kim się urodził. Wyrok Sądu Apelacyjnego w Gdańsku pogrąża w bagnie niewytłumaczalnej kompromitacji cały tutejszy wymiar sprawiedliwości utwierdzając przekonanie o betonowej sieci, która wietrzeje.

Wyrok tak bardzo stojący poza oczywistym w procesie karnym przeciwko Hansowi G., który choć niesurowy w oczach ulicy, to uznał lżenie Polaków za głęboko naganne. Teraz osobę, która podała na tacy materiał dowodowy na chama, który powinien dostać dożywotni szlaban na wjazd do naszego kraju, miast to zdaje się, że nadmiernej wolności karci ponuro za walkę o honor, dobre imię i sprawiedliwość. Wyrok grozi też palcem niższej, prostackiej sądowej instancji. Ta swoją nieprzemyślaną decyzją przez chwilę, a wpompowałaby parę złotych z kieszeni zwącego się cholerykiem Hansa G. /może Goebbels, bo nazwisko zataił/  w wypaczający obraz przyjaźni polsko-niemieckiej obóz koncentracyjny w Sztutowie z mogiłami pomordowanej elity narodu w Piaśnicy pod Wejherowem. Jak nieprawdopodobnie w fajce wodnej  wymiaru sprawiedliwości musi bulgotać szaleństwo traconej nieomylności i zemsta wobec społeczeństwa za kompletny brak w tym reakcji. Nie wiem dlaczego, ale określony przez żonę kandydata na prezydenta Gdańska wyrok nadający się też pod inne sformułowania, niż skandaliczny, skojarzył mi się z niebywała tolerancją, z jaką potraktowano ujawnienie faktu, iż noblista literacki tutaj urodzony – Gunter Grass był w faszystowskim i zbrodniczym SS.  Już wtedy cały pomorski establishment wskazał swoim obywatelom, że określona kasta ludzi może popaść w pewien stan zawsze do wyjaśnienia. Hans G. również. Mimo że tylko werbalnie, a nie piórem wsparł się groźbami na wspomnieniach oręża najbardziej bestialskiej i patologicznej historii swojego narodu. Zrobił to, bo wiedział, że tu może.

Bo miał też za sobą całą retorykę nowo pisanej historii w Europie, którą  budował do niedawna bez przeszkód  niezdenazyfikowany do dziś symbol czarnego munduru. Jeśli ten hańbiący i tchórzliwy wyrok nie będzie skasowany, jako wnuk jednego z czterech obrońców Poczty Polskiej  1 września 1939 w Gdańsku, którzy się uratowali mogę za tą dziewczynę z wypiętą dumnie piersią iść do więzienia. Spandau po śmierci Rudolfa Hessa stoi od lat puste – zwracam uwagę sędziom gdańskiego Sądu Apelacyjnego.

Krzysztof Mielewczyk