Utrwalacze władzy ludowej

19 maja, 2020 0 przez Redakcja

Kazika Staszewskiego poznałem w roku 1981 na koncercie punkrockowym w warszawskim klubie studenckim Riviera-Remont, gdy był leaderem formacji Poland, a ja perkusistą w Deadlock.  Sala była wypełniona upaloną marihuaną milczącą widownią, a na finał wspólnie graliśmy tak zwany dżem. Początkujący z saksofonem Kazik podczas efektownego, ale słabego w dźwięku wydmuchu tak się odgiął sylwetką w cięciwę, że stracił równowagę i wpadł plecami prosto do mego bębna centralnego., w który stopą z zapałem oczywiście waliłem.  Nieplanowanej akrobacji jakby nikt nie zauważył. Staszewski z trudem, choć wtedy jeszcze był szczupły, wygramolił się do pionu i powrócił do zawodzenia na saksofonie. Po kilku latach Muniek Staszczyk z T-love powiedział, że Kazik jest pierwszym w świecie muzykiem, który utuczył się na punkrocku.

Tomka Kowalczewskiego poznałem w przełomowych czasach dla upadku komuny, gdy obydwaj jako młodzi reporterzy wiązaliśmy wielkie nadzieje na prawdziwe dziennikarstwo z TRÓJKĄ.  Filarem reżimu w Polskim Radio przed i po 1989, bo ekipa była w zasadzie ta sama, pozostawała JEDYNKA. Tam postacią posągową był Tadeusz Sznuk. Młodzi, gniewni i pełni pomysłów z otwartymi głowami parli w objęcia Grzegorza Miecugowa, który miał wizję w oparciu min. o terenowych korespondentów PR3 budowę polskiej wersji brytyjskiej BBC. To Miecugow zaryzykował wpuszczanie mnie na emisję z dramatycznymi korespondencjami z Berlina kilka tygodni przed upadkiem muru i pomoc w uwolnieniu, gdy z mierzonymi w głowę kałaszami zatrzymało mnie STASI. Kiedy tematem tabu była pedofilia wśród księży, nie bał się nadać reportaż o zamordowaniu proboszcza w Gdyni przez nieletniego Rumuna, którego duchowny zwabił i zgwałcił na plebanii. Dzisiejsze rewelacje braci Sekielskich są niczym z tym, czego ze świadomej troski o bezpieczeństwo rodziny publikować wtedy więcej nie należało lub przełożeni po prostu zdjęli. Cykl moich reportaży o pedofilach z lunaparków Cricoland w trójmieście zakończył się interwencją prezydenta  Gdańska i zablokowaniem afery. Jej główny bohater, późniejszy doradca wicepremiera Leppera, umarł tajemniczo kilka dni przed samobójstwem przywódcy Samoobrony. Stacja z Myśliwieckiej była tak inna i kontestująca od wszystkiego, co radio publiczne od zawsze oferowało, że Mieczysław Wachowski-,,kapciowy,, ówczesnego prezydenta Wałęsy postawił sobie za cel ją przejąć. Szybko więc Miecugowa odstrzelono, kolejni nominanci szybko uciekali, a infiltracja i powiązania rozgłośni stawały się oczywiste. Odszedłem z radia w 1997 po rozpętaniu afery ,,pomroczności jasnej,, Przemka Wałęsy i poddania w wątpliwość hucznych obchodów milenijnych upadającego gospodarczo Gdańska. A Tomek Kowalczewski, z którym w duecie relacjonowaliśmy Igrzyska Solidarności, wolał klimaty wojennych Bałkanów. I wtedy niezagrożona królową mikrofonu została wykreowana Jerzym Urbanem Monika Olejnik, a słaby warsztatowo Paweł Rabiej biegał do Anny Walentynowicz pisać biografię głosząc wszystkim do ucha, że Jarosław Kaczyński ma niestandardowe zainteresowania seksualne. O takich już wtedy głośno mówiono w przypadku Niedźwieckiego, tak samo jak znakomitych związkach Beaty Michniewicz z politykami, które dodawały jej blasku nie mniejszego od  neonów żyrandoli na Wiejskiej. 

W takim mniej więcej pejzażu przyszło mi w ostatni weekend zmierzyć z sensacją wokół ustawki na Liście Przebojów Marka Niedźwieckiego oraz ,,bolesnym,, ocenzurowaniu numeru Kazika.  Oczywistym jest, nie tylko w tym kraju, że branża muzyczna to wielki pieniądz i tyle ma wspólnego z przypadkiem, co wybory Miss Piękności z dziewictwem. Oczywistym jest, że każdy kolejny szef PR3 po 2015 odpływał w bezsilności obowiązującego tam schematu i układów, których korzenie sięgają pomysłu upadku komuny w czasach późnego Gomułki. Kowalczewskiego nikt nie oszuka. Stację i radio zna od pampersa. Wchodząc do gabinetu naczelnego ,,trójki,, pół roku temu miał plan i wiedział jak ugryźć.  Ale czas, miejsce i utwór….Niedźwiecki to kumpel Rabieja. Rabiej to kumpel Trzaskowskiego. Ten…koło ratunkowe dla układów tonącej IIIRP.  O ile z czystym sumieniem możemy przyjąć, że w cytowanym towarzystwie nawet uważany za nieświadomego artystę Kazik może być od 15 maja określony utrwalaczem władzy ludowej, to Kowalczewski swoim strachem zgilotynował szanse prawdy o realiach i porządki w swojej stacji. Media nie są żadną władzą, więc za nadgorliwość, mimo absolutnej racji, świat polityki może mu tylko jednym zapłacić.

Krzysztof Mielewczyk