Obiecanki cacanki

9 czerwca, 2020 2 przez Henryk Piec

W czasie każdej kampanii wyborczej prawie każdy kandydat obiecuje, że coś da. Piszę „prawie”, bo Janusz Korwin-Mikke z uporem maniaka głosi pogląd, że nic nikomu nie da, bo każdy dwie ręce ma! Może tutaj jest „pies pogrzebany”, to jest przyczyną całego szeregu klęsk lidera UPR, czy czegoś tam, któremu teraz p. Korwin-Mikke szefuje.  Ludziom trzeba coś obiecać. I najlepiej, aby to coś, to było takie (wicie rozumicie) wielkie COŚ. Kto się zastanawia nad tym, żeby komuś coś dać, to wpierw trzeba to coś mieć. Jest to prosta zasada, jakże trudno przyswajana dla ogółu obywateli RP. Albo mamy do czynienia z ekipą, która nie wie, gdzie są pieniądze zakopane, bo przecież nie w Zakopanem, albo męczymy się pisowcami, którzy co prawda odkopali (również moje) pieniądze, ale je od razu „wpompowali” w różne transfery socjalne, co z całą pewnością ucieszyło osoby bez dwóch rąk, a doprowadziło do szału pracujących na cztery i to siedem dni w tygodniu.

Amerykanie w 19 godzin lecą na stację orbitalną, z potomkowie dzielnych Sarmatów pokonują pociągiem trasę Przemyśl-Wybrzeże (1182,5 km) w 17 godzin i 43 minuty. Nie można jednak wykluczyć, że Elon Musk będzie chciał jednak osiągi poprawić…

Zmierzam do tego, że marzy się taki kraj, gdzie  zdecydowana większość pieniędzy zostaje w kieszeniach, tych którzy je wypracowali w pocie czoła. Natomiast te, które państwo w formie podatków zabierze, by jak najszybciej przeznaczyć na poprawę infrastruktury kolejowej na tracie Przemyśl-Wybrzeże. O lotach w kosmos nie wspomnę, bo najlepiej współczesnym Sarmatom wychodzi bujanie w obłokach i spijanie poezji z gwiazd.

Henryk Piec