Uszkodzona suka

4 września, 2020 0 przez Henryk Piec

Przywykliśmy do tego, że w parlamencie miele się jęzorem długo i częstokroć bez sensu. Historia daje nam liczne tego przykłady, że lepiej milczeć niż głos zabierać. Niestety, jest to wbrew naturze posłów, by cicho w kącie siedzieli, jak nic mądrego nie mają do powiedzenia. Przy czym najlepszym wytłumaczeniem dla posłów jest postawienie tezy, że (zwyczajnie) nie wiedzą co mówią. Bo gdyby wiedzieli, to mamy do czynienia z czystej wody warcholstwem, jak żywo skopiowanym z błazeńskich postaci sejmów I i II RP. 

Któż dzisiaj pamięta posła Jana Suchorzewskiego, który 3 maja 1791 przywlókł do izby sześcioletniego syna, groził, że zaraz zabije dziecko, aby nie dożyło dnia niewoli, a później rzucił się do stóp tronu, gdzie został podeptany przez tłum posłów-zwolenników Konstytucji 3 Maja. Postać tragiczna, a zarazem (mając już pewna perspektywę historyczną) jakże groteskowa.  W kwietniu 1929 r. marszałek Piłsudski tak wypowiadał się o posłach na Sejm II RP: „To też nigdy nie zapomnę określenia jednego z najinteligentniejszych naszych ministrów, że po rozmowie musowej dla niego z panami posłami ma on wrażenie, że wyszedł z menażerii, napełnionej złośliwymi małpami, załatwiającymi wszystkie swoje potrzeby publicznie, nie starającymi się wcale być podobnymi do ludzi…”.

W Sejmie III RP poseł Koalicji Obywatelskiej pryncypialnie rzuca gromy na policję oraz jej politycznych pryncypałów, za to że policjanci zatrzymali (nie trzeba dodać, iż brutalnie) człowieka skaczącego po policyjnej furgonetce.  – Straty społeczne, panie ministrze, są znacznie większe, niż uszkodzona suka na Krakowskim Przedmieściu – stwierdził ów poseł, którego nazwiska z litości nie wymienię. Minister obraził się na to, że poseł używa słów spod budki z piwem. Niepotrzebnie, wszak współczesna kultura kształtuje się również i w takich miejscach. Znacznie bardziej są interesujące owe „straty”, o których wspomniał pan poseł. Może pan poseł zechciałby przyjąć do własnej kieszeni rachunek za „wyklepanie” – jak to barwnie określił – policyjnej suki? Dlaczego ja mam płacić za wybryki człowieka, z którym nic mnie łączy, a wszystko dzieli?  Rozumiem, że wypowiadam herezję, bo pan poseł zwykł żyć z datacji i grantów, co mu onegdaj prosto w oczy – par excellence – wyłożył poseł Grzegorz Brun.

Co do brutalności polskiej policji, to ja przyznaje szczerze, że nie zauważyłem. Nie twierdze, że jej nie ma – ja jej przy rozpraszaniu demonstracji nie zauważam! Jak chcę sobie popatrzeć na brutalnych policjantów, to kieruje wzrok na Francję lub Hiszpanię i mam jak na patelni. Kto chce sam może pooglądać filmiki, których dziesiątki są na YouTube, jak to tamtejsza (w pełni demokratyczna) policja rozprawia się z demonstrantami. Pałki „latają” jak nunchaku w rękach Bruce’a Lee. U nas proszę bardzo za ręce, za nogi – niosą demonstranta jak jakiegoś baszę.

Oczywiście nie twierdzę, że policja nie ma swojej „ciemnej” strony. Ma. Jak pisze Łukasz Warzecha „polscy policjanci są niewyszkoleni. Nie uczy się ich umiejętności negocjacyjnych, interpersonalnych, rozmowy z ludźmi”. I to jest prawda, ale to jest już temat na inny felieton.

Henryk Piec