O co walczy prezydent Szczurek?

11 listopada, 2020 2 przez Zbigniew Kozak

Strajk Kobiet, a właściwie protesty uliczne nim spowodowane, budzą wiele emocji. Jednym z aspektów tego protestu jest młody wiek jego uczestników. Widać na wielu przekazach młodzież skandującą hasła (bądź też wypisane na kartonach), wśród których znajdują się słowa powszechnie uznane za obelżywe. Warto, tak na marginesie, dodać jedynie, że w czasach pokoju – no ale teraz mamy „wojnę” – jest to wykroczenie z art. 141 kodeksu wykroczeń, który mówi: „Kto w miejscu publicznym umieszcza nieprzyzwoite ogłoszenie, napis lub rysunek albo używa słów nieprzyzwoitych, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1.500 złotych albo karze nagany”. Żeby sprawa była jasna NIE NAMAWIAM (drukowanymi dla tych co mają słaby wzrok) do wyciągania konsekwencji wobec uczestników protestu. Natomiast zwracam uwagę, że obecność dzieci (widziałem takie zdjęcia) oraz młodzieży w miejscach, gdzie powszechnie używa się wulgaryzmów nie jest działaniem akceptowalnym, nawet jeżeli uznamy, że znacząca część protestujących na co dzień używa „łaciny stosowanej”. Język kształtuje sposób postrzegania otaczającego nas świata. Jak dzieci mają postrzegać ten świat?! Przez pryzmat słowa rozpoczynającego się na „W” a kończącego się na „ć”? Zaiste mało ambitne zadanie przyjęli na swoje barki propagatorzy Strajku Kobiet.

Jeżeli jakiś nauczyciel namawiał lub wzywał młodzież do uczestniczenia w takich protestach, to sprzeniewierzył się swojej misji, bo nie jego rolą jest wysyłanie dzieciaków na barykady, gdzie „pociskami” są wulgaryzmy. Nie odmawiam nauczycielom, ani żadnej innej grupie zawodowej prawa do protestu. Jeżeli jakiejś grupie leży coś „na wątrobie”, to proszę manifestować. Ja mogę z tym „czymś” się nie zgadzać, ale szanuję prawo do wyrażania poglądów w formie manifestacji. Natomiast mój głęboki sprzeciw budzi forma protestu (swoisty gwałt na dobrym smaku), wulgaryzmy wzięte spod budki z piwem, chociaż nie chcę tutaj w żaden sposób obrażać piwoszy.

Tymczasem Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni, wystosował list do gdyńskich nauczycieli, w którym napisał: „Obecna sytuacja, powstała w wyniku nieodpowiedzialnego poruszania najtrudniejszych kwestii światopoglądowych w samym środku szalejącej pandemii, nie może być dodatkowo powodem do szukania winnych w ludziach, którzy w sposób chroniony normami rangi konstytucyjnej wyrazili swoje niezadowolenie. Nie może być też powodem do piętnowania, ani odbierania im prawa do zabierania głosu w sprawach ważnych dla wszystkich Polek i Polaków. Odpowiedzialność polityków i organów administracji publicznej polega w tym stanie rzeczy na unikaniu dalszego zaogniania sporu. Dlatego doniesienia o działaniach Pomorskiej Kurator Oświaty wobec jednego z gdyńskich nauczycieli napełniły mnie głębokim smutkiem i niepokojem”.

Panu prezydentowi wyraźnie wszystko się „pomieszało”. Rozumiem, że Wojciech Szczurek przekalkulował sobie, że opłaca mu się stanąć po stronie protestujących, bo to da mu tak potrzebne  głosy w przyszłych wyborach. Prezydent Gdyni już oficjalnie zapisał się do klubu samorządowców wspierających  totalną opozycję, którzy ponad lokalne obowiązki przekładają sprawy „wielkiego świata”. Wpisał się w najgorszym z możliwych momencie, w najgorszy możliwy sposób, stając w obronie tych, którzy dzieciaki wypychali na ulice. Jeżeli nie wypychali (czytaj: nie namawiali), to nie ma o czym pisać, sprawy przecież nie ma. Niezapomniany Paweł Jasienica pisał: „Nie każdy zdolny jest pojąć, jak niesłychanie ważną, pożyteczną rolę gra w państwie legalna, granic prawa przestrzegająca opozycja”. Tutaj kluczowe są ostatnie słowa…Oprócz prawa ważny jest również etos nauczyciela, który legł w gruzach, jeżeli do przypadków namawiania dochodziło. Jeśli staje się w obronie tych, którzy podburzali dzieci do protestów, to również żyruje się postawy wykrzykujące na ulicach słowo na „W”. A potem pojawia się zdziwienie, że doszło do profanacji  „Czarnego Czwartku” i symbolu, jakim jest dla Gdynian (i nie tylko) postać śp. Janka Wiśniewskiego (prawdziwe nazwisko Zbyszek Godlewski). Johann Heinrich Pestalozzi, szwajcarski pedagog i pisarz mówił, że „wychowanie, jeśli nie jest wzorem i miłością, nie jest wychowaniem.” Jakież to wartości – zdaniem prezydenta Gdyni – przekazują ci nauczyciele, którzy wypychają młodzież w okolice budki z piwem, a na forach społecznościowych wstawiają wyhaftowane słowo na „W”???  Jeżeli nauczyciel ociera się o wieczność, bo nie wiadomo, gdzie kończy się jego wpływ, to mam nadzieję, że w tym przypadku owa „wieczność” będzie w czasie przez Boga określona. I że będzie to czas jednak jak najkrótszy. 

Inną sprawą, chociaż niezwykle ważną, jest  czas, w którym dochodziło do demonstracji. Mamy pandemię. Tutaj pan prezydent mógł być w niejakim kłopocie, gdyż jeden z autorytetów twierdził, że  na cmentarze chodzić nie wolno, bo w masie wirus przenosi się łatwo, ale już na protestach wirus ma kłopot z transmisją. Teraz zbliża się 11 Listopada, to zapewne wirus znów będzie się łatwo przenosił. 

Nie warto schlebiać instynktom niskim, bo również dzieci i wnuki prezydenta Gdyni, nawet jeżeli będą żyły w osiedlu za wysokim murem, to jednak będą żyły wśród Polaków. I wolałbym, aby używały zamiast słowa rozpoczynjącego się na „W” swojskiego PRECZ. Niby treść ta sama (niezwykle ostra),  ale forma jakże inna.

Prezydent Gdyni de facto podjął się obrony sprawy, która nie jest tego warta. Nie jest warta zwłaszcza patosu, którego użył w liście do gdyńskich nauczycieli …

Profesor Lucjan Piela, były wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego w liście otwartym do środowiska nauczycielskiego napisał: „To nieprawda – obszar wartości uczelni jest zakreślony w rotach ślubowania studenckiego i doktorskiego. Rozumiem, że rzeźniczkom chodzi o wartość akademicką zawartą w haśle »Wyp…«, ale tego hasła jeszcze w tych rotach nie ma. I to ma być obecnie kwintesencja kultury i poziomu intelektualnego proponowanej »debaty akademickiej«? Czy było kiedyś do pomyślenia, żeby profesorowie uczestniczyli w terrorystycznych bojówkach ulicznych”.

I dalej: ”Po ponad 40-letniej pracy w Uniwersytecie Warszawskim jestem już na emeryturze. Nawet w głębokiej komunie, mimo wszystko, było we mnie przeświadczenie, że pracuję w miejscu, gdzie tworzy się najwyższego lotu nauka i kultura, że UW i inne wielkie polskie uczelnie tworzą polską elitę. Załamanie tego przeświadczenia nastąpiło w 1968 (częściowe), potem w 2010 roku (całkowite). Wywarło to na wielu wielkie wrażenie”. Profesor Piela nie jest pierwszym, który zauważył pewne prawidłowości. Antoni Czechow, rosyjski dramatopisarz skreślił słowa: „Uniwersytet rozwija wszystkie zdolności, między innymi głupotę.” Rosjanin daleko szybciej wyprzedził swoją epokę.

Kto jeszcze czyta listy starych ( z całym należnym szacunkiem), szacownych profesorów? Na pewno nie czyta się ich w gabinetach gdyńskiego magistratu. Przynajmniej w jednym z nich. Jeżeli kluczem do edukacji jest przeżycie piękna, o czym pisał Friedrich von Schiller, to niektórzy polscy nauczyciele (mam nadzieję, ze nieliczna grupa) utopili się płynąc rurami kanalizacyjnymi.  

Zbigniew Kozak, były poseł na sejm RP, mieszkaniec Gdyni.