Grzech antylustracji

16 maja, 2019 0 przez Konrad Dziecielski

Na kanwie ostatnich wydarzeń wokół i w Kościele katolickim (a właściwie niektórych księży) nachodzi mnie jeszcze jedna, równie smutna, refleksja. Zaniechana lustracja wśród księży. Ksiądz Isakowicz-Zalewski mówił: W kościele jest bardzo silne lobby antylustracyjne, tu powiem po nazwisku,  reprezentowane przez trzech hierarchów: abpa Życinskiego, abpa Gocłowskiego i bpa Pieronka, którzy w sposób niesłychanie ostry atakują lustrację”. W odpowiedzi na te słowa śp. Kardynał Józef Glemp nazwał ks. Isakowicza-Zalewskiego „nadUBekiem”.

Pal sześć z moim smutkiem, ale w wyniku tego zaniechania, celowego bądź też nie, stracił Kościół (a wiec wszyscy Katolicy), straciła Rzeczpospolita.   

Weźmy „na tapetę” śp. ks. Franciszka Cebulę, kapelana Lecha Wałęsy, jednego z „bohaterów” filmu braci Sekielskich: „Tylko nie mów nikomu”. Przypomnijmy, że ks. Cybula w latach 1969-1990 był zarejestrowanym TW Służby Bezpieczeństwa, o dźwięcznym pseudonimie „Franco”.

Cofnijmy się do końcówki lat ’80, kiedy to PRL chyli się ku upadkowi. Komunistyczne służby specjalne niszczą teczki swojej agentury.

Przypomina mi się scena z Psów:

– Stopczyk, co wy tam palicie?

– Ja? „Radomskie”, ale jak pan major woli, to Franc ma „Camele”.

– Co ty mi pier…za uszami Stopczyk! Na wysypisku co palicie po nocach?

 – A, takie tam szpargały. Budynek idzie do służby zdrowia, to się pali takie faktury za odzież, za środki czystości…

Część wartościowej dokumentacji przenoszona była na inne nośniki informacji. Robili to oficerowie na własną rękę, by zabezpieczyć swoją przyszłość, więc skrajną głupotą byłoby uznać, że dokumenty te nie były kopiowane w sposób systemowy. Gdzie więc trafiły? Któż to wie? Może pytanie jest źle postawione i powinno brzmieć: A gdzie nie trafiły?

W takich to okolicznościach ks. Cybula trafił do Belwederu, gdzie pełnił posługę prezydenckiego kapelana, o czym zresztą napisał książkę: „Ksiądz w Belwederze. Okruchy wspomnień ks. Kapelana Prezydenta”. Interesujące jest to, czy ktoś odwiedzał ks. kapelana i pokazywał mu zdjęcia z młodości? I czy w zamian, że tego nie pokaże innym, prosił o jakieś przysługi? Wcale nie obawiam się, że ks. Cybula mógł przekazywać dalej, co mu Lech Wałęsa mówił w konfesjonale, a nawet gdyby – mając na uwadze brak jakiejkolwiek logiki w tym co mówił i mówi Wałęsa  – to należałoby to potraktować jako dezinformację, a więc korzystne  dla Rzeczpospolitej.  

 Natomiast uplasowanie źródła w takim miejscu byłoby sukcesem dla każdej służby. Taki człowiek mógłby wpływać na decyzje najważniejszych osób w państwie, mógłby budować sojusze personalne dla osiągnięcia określonych celów, mógłby charakteryzować postaci życia politycznego, wskazywać ich słabe strony, by służba mogła na podstawie tych informacji werbować kolejnych agentów.  Korzyści z tak uplasowanej agentury są wręcz nieocenione.

Ten tekst nie jest – wbrew pozorom – o ks. Cebuli (postaci w rzeczy samej tragicznej), ale o tych, którzy postanowili jego kontakty z SB zachować w tajemnicy.

Jeżeli zrobili to z głupoty, to już nic na to nie poradzimy. Jeżeli jednak zrobili to, bo ich też ktoś odwiedził…

Konrad Dziecielski