Powyborcze rachunki

28 maja, 2019 0 przez Henryk Piec

Nie rozumiem dlaczego niektórzy komentatorzy całą winę za wyborczą porażkę składają na barki Grzegorza Schetyny? Nie chcę przez to powiedzieć, że lider PO jest niewinny. Oczywiście, że jest, ale na miarę swoich możliwości. Główny sponsor porażki rezyduje w Brukseli. Donald Tusk nadał ton kampanii wyborczej i diabeł jeden wie, kto go namówił, by wszedł w buty Palikota, a wszedłszy w buty Palikota pociągnął za sobą POKO. Cała reszta, zaczynając od przemówienia Jażdzewskiego była logiczną konsekwencją wykładu tego współczesnego świeckiego lisowczyka, który zapowiedział (to piszę  oczywiście w przenośni) że jeńców nie weźmie, a i na gwałty ma wielką ochotę. Później poszło jak z górki: cała seria wypowiedzi liderów POKO (po filmie braci Sekielskich), że należy powołać specjalną komisję ds. pedofilii w Kościele katolickim, ale…tylko w Kościele. Inne środowiska miały być wyłączone spod prac tej komisji, więc każdy przytomny na umyśle miał prawo zadać sobie pytanie: Dlaczego? Ponieważ odpowiedź nie padała, nasuwała się uzasadniona wątpliwość, że wcale nie chodziło o ofiary tych potwornych przestępstw, a o frontalny atak na Kościół katolicki będący ostoją społeczeństwa konserwatywnego, silnie zakotwiczonego w cieniu krzyża. Później mieliśmy dyskusję o karcie LGBT +, Matkę Boską w tęczowej aureoli, a na samym końcu prezydent Dulkiewicz objęła patronatem marsz…sam nie wiem, jak ich nazwać, by nie użyć słów powszechnie uznanych za obelżywe. W każdym  razie ci ludzie mają coś z deklem nie tak.

Przerażeni tą wizją Katolicy postanowili dać opór. I dali. POKO może nie poległo, ale dostawszy prawy sierpowy w podbródek liczy zęby na ringu. W rękawicach bokserskich nie idzie im to najlepiej. Problem PO  polega na tym, że nawet gdyby chcieli wymienić Tuska i Schetynę, to nie mają na kogo. Rafał „Ken” Trzaskowski może i dobrze się reprezentuje, ale jak już za coś się weźmie, to wychodzi z tego dykta i paździerz, które łączy przezroczysta taśma klejąca.

Z czego tak się cieszył Robert Biedroń w wieczór wyborczy, trudno pojąć. Wiosna liczyła na ok. 20 proc. poparcie, a wyszło 6,1. Wątpliwe, by Biedroń dowiózł ten wynik do jesiennych wyborów, bo przez kilka miesięcy będzie miażdżony przez dwa młyńskie koła PiS i PO. Sam zresztą będzie musiał się poświęcić pracy w Brukseli, więc czasu na kampanię będzie miał jak na lekarstwo, a innych rozpoznawalnych „twarzy” w Wiośnie , jak mięsa w mięsnym w stanie wojennym. Bardzo prawdopodobne, że Wiosna podzieli los Ruchu Palikota i Nowoczesnej.

Porażkę poniosło Kukiz’15, które teraz będzie walczyło o życie. Albo zawrze sojusz z PiS (co Kukiz wykluczył), albo z Konfederacją. Każda z tych opcji będzie skutkowała utratą suwerenności. Samotna walka? Zawsze jest dobry czas, aby polec z honorem. Szkoda, bo w odróżnieniu od PO Kukiz’15 był opozycją konstruktywną.

Porażkę poniosła również Konfederacja oraz Lewica Razem,  tej ostatniej nie pomogło poparcie Pameli Anderson, którą dokładnie pamiętamy, jak majestatycznie biegła po plaży w czerwonym stroju kąpielowym.

Kompletną klęskę poniosło PSL, któremu nie pozostało nic innego, jak strzelić sobie w łeb, najlepiej  z zamkniętej chłopskiej pięści. Partia o 120-letniej tradycji właśnie została złożona na marach, a jej truchło przykryto flagą w kolorze tęczy. Witos w grobie się przewraca, jak – nie przymierzając – wiatrak.

Czekają nas ciekawe dni.

Henryk Piec