Kremlowska narracja

29 grudnia, 2019 0 przez Henryk Piec

Car się chyba na Polskę pogniewał. A to wyzwał polskiego przedwojennego dyplomatę od „łajdaków” i „antysemickich świń”, a to że Warszawa „była w zmowie z faszystowskimi Niemcami”. Czy ambasador Lipski był tym, za kogo uważa go prezydent Putin,  tego nie wiem, natomiast polemizowałbym z tezą, że byliśmy w zmowie z Hitlerem. Putinowi chodzi oczywiście o Zaolzie, które zaanektowaliśmy w 1938 r. Jeżeli nawet uznać, że zajęcie Zaolzia było poważnym błędem polskiej polityki zagranicznej II RP, to w żaden sposób nie można tego (po prostu się nie da) położyć na jednej szali z tajnym protokołem do Paktu Ribbentrop-Mołotow, który to dzielił Polskę pomiędzy dwóch zaborców, a nadto stał się bezpośrednim impulsem do wybuchu II wojny światowej. Głęboko wierzę w to, że prezydent Putin rozumie te różnice, doskonale zdaje sobie z nich sprawę, gdyż kolizja z faktami jest nader oczywista. Dlaczego więc politycy rosyjscy sięgają do arsenału propagandy historycznej? Po pierwsze: wydaje się, że Polska gwałtownie wymyka się z rosyjskiej strefy wypływu (uniezależnienie energetyczne oraz wojska amerykańskie w Polsce), po wtóre Polska znajduje się w awangardzie antyrosyjskich projektów (sprzeciw wobec Nord Stream 2, Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) wykluczyła Rosję z letnich igrzysk olimpijskich w Tokio w 2020 i zimowych w Pekinie w 2022 roku (na czele agencji stoi Witold Bańka) oraz wspiera niepodległościowych aspiracji Ukrainy). Nadto zbliżają się kolejne historyczne rocznice i Rosja nie może sobie pozwolić na to, by przedstawiano ją jako współautora, czy wręcz jako bezpośredniego sprawcę wybuchu II wojny światowej!!!  Nie po to Kreml wydaje miliardy rubli by pokazać, jak Sasza jednym granatem niszczy osiem niemieckich Tygrysów, by teraz ktoś zarzucił Rosjanom, że na granacie był wybity napis ”Made in Germany”.  Napis może i  był, ale chodzi o to, by nikomu nie przyszło do głowy, że to w ramach pomocy wojskowej sprzed 1939 r. Zresztą dla Rosji wojna rozpoczęła się w 1941 r. (tak też to przedstawiane jest w ichniej kinematografii) a wcześniej, to były tam jakieś ruchawki na granicy z Polską, a Łotwa, Estonia oraz Litwa o niczym innym nie marzyły, jak tylko o przyłączeniu do ZSRR. W latach ’90 Bałtom nie wiadomo z jakich powodów przeszło i kazali rosyjskim sołdatom iść precz.  Kreml pewnie do dzisiaj nie rozumie dlaczego zrezygnowali z tak interesującego romansu.

Słowa prezydenta Putina padły między śledzikiem nadzianym cebulką, a  rybą po grecku – po prostu miód malina.  Wiadomo – Święta Bożego Narodzenia uśpiły naszą rewolucyjną czujność i sytuacja wymknęła nam się spod kontroli. Dopiero po kilku dniach nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało „na dywanik” Siergieja Andiejewa, ambasadora Rosji w Polsce. Tam przyjął go Jan Hofmolken, szef departamentu wschodniego, co samo w sobie musiało dotknąć majestat Rosji do żywego. Ambasadora powinien był przyjąć minister lub jeden z wiceszefów MSZ, a tutaj zaledwie szef departamentu…, z całym szacunkiem dla p. Jana. Panowie odtańczyli każdy swojego oberka, nasz dyplomata, że Polska jest zaniepokojona retoryką Kremla, a pan ambasador, że nie wie o co come on, bo właśni wraca z imienin, na których alkohol podawali przedni, że papę drze do teraz.

W  mojej skromnej ocenie, tu nie ma co za wiele dyskutować. Trzeba było spokojnie skonsumować śledzika, a dnia następnego należało wydać oświadczenie, że Łuk Triumfalny Bitwy Warszawskiej 1920 będzie dwa razy wyższy i trzy razy szerszy, a w roku 2020 w Polsce zostanie wprowadzony szwajcarski model obrony, który można zdefiniować w zdaniu „Polska nie ma armii, Polska jest armią”, co zresztą byłoby powrotem do chlubnej tradycji I Rzeczpospolitej.

Henryk Piec

PS. Panie prezydenci Putin, jeżeli śp. ambasador Lipski, to „świnia”, to co Pan powie o takim wydarzeniu, którego bezpośredni sprawca zmarł w moskiewskim szpitalu, otoczony troskliwą opieką państwa sowieckiego? Oddajmy mu głos, a właściwie spójrzmy na kartki zapisane słowami czekisty w „Pamiętniku Egzekucyjnym”:  “Powiedziałem wszystkim, by wstali. Zrobili to, zajmując całą szerokość ściany i jedną z bocznych ścian. Pokój był bardzo mały. Mikołaj stał odwrócony do mnie plecami. Oświadczyłem im, że Komitet Wykonawczy Uralskiej Rady Deputowanych Robotniczych, Chłopskich i Żołnierskich wydał rozkaz ich rozstrzelania. Mikołaj odwrócił się i zapytał. Powtórzyłem wyrok i wydałem rozkaz: pal!”. Wystrzeliłem pierwszy, Mikołaj zginął na miejscu. Strzelanina trwała bardzo długo i, mimo moich nadziei, że drewniana ściana nie będzie rykoszetować, kule się od niej odbijały. Długo nie udawało mi się zatrzymać tego strzelania, które nabrało bezładnego charakteru. Kiedy w końcu udało mi się je zakończyć, zobaczyłem, że wiele osób jeszcze żyje. Na przykład Botkin leżał, oparłszy się łokciem prawej ręki, jakby w pozycji wypoczywającego, wykończyłem go strzałem z rewolweru. Aleksy, Tatiana, Anastazja i Olga również żyli. Żyła też (Anna) Diemidowa [pokojówka – autor]. Towarzysz Jermakow chciał zakończyć sprawę bagnetem. To się jednak nie udawało. Powód poznaliśmy później (córki miały na sobie brylantowe pancerze przypominające gorsety). Byłem zmuszony po kolei każdego rozstrzeliwać”.

Jestem Polakiem i jak sam Pan rozumie car ani mi brat ani swat, ale żeby tak dzieci, krew z waszej krwi…??? Nie musi Pan daleko szukać głównego winowajcy tego wydarzenia. Leży sobie wygodnie w akwarium pod murami Kremla, jako nowy świecki święty Rosji. Powiedzieć, że Lenin był świnią, to obrazić te miłe i skądinąd wielce pożyteczne zwierzęta.

Henryk Piec