Wiarygodność tajnego asa?

24 lutego, 2020 0 przez Redakcja

W połowie lat 90-tych ubiegłego stulecia skutecznie zweryfikowany najlepszy spec od nielegalnych podsłuchów w UOP wjechał po pijaku ciemną porą na skrzyżowaniu w Gdańsku w trójkę pieszych, ojca z dwójką małych dzieci. Zabił i ranił, za co dostał bodajże 8 lat więzienia. Ale służby nie mogły sobie pozwolić na dobicie za kratami pełnego wiedzy czekisty, więc słuch o nim zaginął.

Jakieś ćwierć wieku później Tomasz K, agent CBA  złamał serce posłance S., która tracąc głowę z najgłębszej miłości wdepnęła w aferę żal pełen łez wylewając publicznie. Agent Tomek w podarku od losu i zasługi dla ojczyzny został nawet posłem RP  oraz bohaterem filmików na youtub’e skręconych przez kolegów z wydziału, gdy w lekkim toplesie i  walizkami pieniędzy ganiał po korytarzach biura czy hotelu przed akcją. Wtedy naocznie cały świat, nie tylko tajnych służb i układów, przekonał się o niskim ilorazie samooceny uwiedzionej posłanki PO. A cudowne oczyszczenie z zarzutów przez niezawisłe polskie sądy naród przyjął z oczywistym oddechem i zrozumieniem. Także jako zadośćuczynienie za zdeflorowanie dojrzałej i wrażliwej kobiety przez podszywającego się szpetnie pod biznesmena, z brzuchem utytłanym burgerami z fastfoodów, agenta Tomka – tajnej broni ministra Kamińskiego. Idąc tą myślą, nic nie tracący w tamtym czasie na wiarygodności  nasz as z CBA zasadził się na szemrane transakcje pary prezydenckiej wokół posesji w Kazimierzu, tak jakby Aleksander z Joanną nie mogli zaciągnąć pożyczki z parabanku. I otóż, mimo że postępowanie prokuratury cudownie niegdyś przyschło…będę strzelał…za czasów Donald Tuska, to ponowna weryfikacja  pijackich wynurzeń Józefa Oleksego poparta twardym materiałem dowodowym, gromadzonym min. rękami agenta i posła zarazem daje dziś asumpt do otwartych opinii, że Kwaśniewscy w sypialni pod materacem kitrali lewą kasę, za którą w istocie nabyli kawał chałupy w nadwiślańskim miasteczku bardów i słoneczników.

Sprawdzony w akcji z odmłodzoną dzięki temu w namiętnościach posłanką S., agent Tomasz raczej w tamtym czasie nie miał wątpliwości, że gra w słusznej sprawie i wielkiego formatu, bo wprost przeciwko nieuczciwości jakby nie było głowy Państwa. Co więc się stało i skąd ta fundacja, w której arcywiarygodna dotąd postać organów ścigania wszystkich rządów PIS-u się nam pogubiła?

Na tym poziomie gier tajnych służb ciągle coś się dzieje.  Dziś mówi się też o przecieku, którym całkowicie i gwałtownie zmienił retorykę wypowiedzi będących na podsłuchu głównych podejrzanych. Czy to był agent Tomek, czy był rozpracowany w trakcie akcji przez drugą stronę. Czy agent Tomek okazał słabości niedoskonałego człowieka mając np. kasę na tajne akcje,  z których mógł się skrupulatnie nie rozliczać? Czy ugniatając podniszczoną posłankę uwierzył w piękno swoich zwisających mięśni i zwiotczałego brzucha? Czy uprawiając niezbyt sprawne intelektualnie wywody na Wiejskiej  popadł w uwielbienie dla własnego IQ ?  W zasadzie wsłuchując się w „taśmy Sowy” nie należy mieć złudzeń, że osobnik zwany agentem Tomkiem wystarczał na rozkminianie tak miałkich salonów. Ale już publiczne oskarżanie swoich dawnych chlebodawców o niemal łamanie kołem dla własnych potrzeb wskazuje, że weryfikacja do tajnych służb nadal wymaga doprecyzowania i uszczelnienia na tyle, że ewentualni kolejni wykolejeńcy tej branży odejdą wyciszeni, jak ministrant po spowiedzi. Chyba, że mamy do czynienia jak to w służbach z kolejną niejasną grą, gdzie Tomasz K. okaże się asem nad asami. W przeciwnym razie wieszczę mu przyszłość znacznie mniej oczywistą od wspomnianego na wstępie lojalnego speca od lewych podsłuchów. Wtedy agent Tomek swoje tańce brzucha będzie mógł dedykować bezpłatnie łasym na więzienną urodę kolegom z celi -walizki z pieniędzmi oddając wspomnieniom.

Krzysztof Mielewczyk