Łajza albo socjalista!
20 czerwca, 2020Dyskusja w toczącej się kampanii wyborczej, na całe szczęście dobiegającej już do końca, toczy się wokół wielu tematów pobocznych. Nie twierdzę, że niektóre z nich nie są ważne, ale są znacznie ważniejsze. Jednym z nich (tych ważniejszych) jest prawo własności. Niewielu zdaje pytanie czy prawo własności jest w Polsce w sposób właściwy (prawnie) chronione? A jest to rzecz fundamentalna, od której wywodzą się inne prawa i obowiązki. Weźmy dla przykładu takie drzewo na „mojej” ziemi („mojej” piszę w cudzysłowie, co dalej wyłożę w treści felietonu). Czy ono jest „moje”? Otóż teoretycznie tak, ale praktycznie nie. Czy ja mogę wziąć siekierę i z wesołą pieśnią na ustach pomaszerować do „swojego” lasu („hej ho, hej ho, do lasu by się szło”), gdzie dokonam skutecznej egzekucji? Oczywiście, że iść mogę, ściąć drzewo też mogę i jak się nikt nie dowie, to jestem gość, co ma opał na nadchodzącą zimę. Gdyby jednak właściciel drzewa (czyli państwo) się dowiedziało, to tak mi przyłoży (jakże słuszną) karę, że będę pamiętał do grobowej deski. Przykładów horrendalnych sankcji finansowych za wycinkę „swojego” drzewa można by tu mnożyć w nieskończoność, kto chce niech poszuka w Internecie. Przedtem niechaj zażyje sobie relanium, tak dla spokojności. W świetle obowiązującego prawa muszę iść do leśnika lub do gminy i wnioskować o wycięcie „swojego” drzewa. Ciekawe jest to, że jak gmina czy leśnik wycinają drzewa na swoim terenie, to mnie się nie pytają. Zresztą nie zabiegam o to, bo uważam, że to nie jest moja sprawa! Jeżeli ktoś posiada tytuł własności, to się wycofuję, bo (po prostu) to nie jest moja rzecz! Tytuł własności, jest zaraz po Biblii, pismem świętym! Kto godzi w Słowo Objawione jest łajzą i socjalistą! Albo nawet samym socjalistą!!! Amen.