Białoruskie chrzciny

26 maja, 2021 2 przez Henryk Piec

Prezydent Aleksander Łukaszenko terrorystą jest! Nie wiem czy osobiście, ale samolot jednak uprowadził. Po co? Któż to wie, co za idiota mu doradza. Mleko się rozlało i teraz wszyscy muszą je pić, zwłaszcza polscy politycy, którzy rzucili się na Łukaszenkę, jak Łukaszenko na samolot. Z pianą na ustach.  Prezydent Łukaszenko dorwał swojego przeciwnika, a polscy politycy próbują dorwać Łukaszenkę. Nie szczędzą mu razów, ciężkie baty dostaje z każdej strony polskiej sceny politycznej, kije lądują gdzie tylko się da. Bo polski polityk jest odważny, jest cały zbudowany z bohaterstwa i gdyby nie granica państwowa już by pokazali białoruskiemu satrapie, co to ułańska fantazja. Jak na razie padają, na całe szczęście, tylko słowa: ostre i nieprzyjemne i prezydent Łukaszenko musiał  w lot pojąć, co to pieprz w polityce.

Żeby sprawa była jasna, nie podoba mi się sprowadzanie cywilnego samolotu pasażerskiego, pod presją myśliwca, na ziemię. Nie podoba mi się również porywanie ludzi z terytorium innego państwa i przewożenie ich na własne terytorium (Izrael), tak jak nie podoba mi się aresztowanie gen. Pinocheta, przez Brytyjczyków pomimo, iż posiadał wówczas immunitet dyplomatyczny, jak porwanie estońskiego oficera policji, z terytorium kraju należącego do NATO, przez agentów FSB, jak zamordowanie przez saudyjskich agentów niepokornego dziennikarza na terenie konsulatu saudyjskiego w…Stambule.  Te wszystkie przypadki pokazują, że jest to praktyka niemalże powszechna. Jedni próbują zrobić to po cichu, ale im się nie udaje, innym się udaje, ale nie umieją po cichu. Przypadek białoruski należy do tych ostatnich.

Płyńmy powoli do brzegu. Jeżeli za uprowadzeniem samolotu stoi nie kto inny tylko prezydent Putin, a taka wydaje się powszechnie obowiązująca narracja, to po co spuszczamy łomot prezydentowi Łukaszence? Lanie należy spuścić głównemu winowajcy…A, że nikt nie podniesie ręki na cara? Słuszna uwaga. Białoruskie przysłowie powiada: „Widzi krowa, że na dachu słoma” (oczy widzą, ale nie ma jak tam się dostać). Pozostają nam jedynie mińskie chrzciny.  

Henryk Piec