Płaca minimalna

17 września, 2019 0 przez Konrad Dziecielski

Płaca minimalna ma wzrosnąć do 4000 zł brutto. Ma się to odbyć w trybie ustawowym, a więc będzie obowiązującym prawem.  Już czytam w internecie, że jeżeli przedsiębiorcy nie stać na podwyżkę dla swoich pracowników, to niech zwija majdan i ustąpi miejsca lepszym. Słusznie. Oceniam, że przedsiębiorców będzie jednak stać na podwyżki. Dajmy na to taka firma transportowo/spedycyjna (a właściwie jej właściciel) podniesie stawkę za fracht. Tym sposobem znajdą się pieniądze dla pracowników. Zaraz, zaraz, a co zrobi ten, który zleca przewóz towaru z miejsca X do miejsca Y? Wygląda na to, że on też będzie musiał podnieść cenę za przewożoną rzecz, by pokryć koszty transportu, które właśnie co podniósł właściciel firmy transportowo/spedycyjnej. Przedostatnim ogniwem cenowym będzie sprzedający, który doda do metki 0, czyli wielkie nic, bo on też dostanie rykoszetem za decyzję partii rządzącej . Na końcu  w sklepie pojawi się klient i całą tę operację sfinansuje z własnej kieszeni.  I to sakramentalne pytanie, które ostatnio kobiety tak często zadają wracając z zakupów: „Na co wydałam dzisiaj tyle pieniędzy?” nie jest już dla nas żadną tajemnicą. Ten łańcuszek rozumiał prof. Ryszard Bugaj, który jeszcze w 2010 r. w jednym z wywiadów powiedział: „Podatek bankowy, proponowany przez PiS, nie rozwiązałby problemu. W praktyce taki podatek zostanie przerzucony na klientów banków”.

Dobrze, ale zastanówmy się do jakiej sytuacji dojdzie, gdy szacowne grona pedagogiczne zasilą nowe kadry, tuż po opuszczeniu murów uczelni. I od razu 4 tysiące brutto miesięcznie. Źle? A skądże znowu! Dobrze. Zaraz,  zaraz ale przecież w gronie pedagogicznym zasiadają nauczyciele z wieloletnim stażem, po różnych kursach dokształcających, z tytułami nauczycieli dyplomowanych, crème de la crème polskiego nauczycielstwa. To ile oni będą wówczas zarabiali, skoro dzisiaj otrzymują wynagrodzenie na poziomie ok. 4 tysięcy brutto (oczywiście) miesięcznie? Pewnie z 8 tysięcy złotych! Żyć, nie umierać!!! Chyba, że dojdzie do spłaszczenia wynagrodzeń, a wtedy doświadczone grono pedagogiczne zada sobie filozoficzne pytanie: „Po co mi to było?”.

I zobaczcie państwo, jak to się zaczyna pięknie zazębiać i tworzyć jeden wielki, socjalistyczny obraz. Na to wszystko trzeba będzie skądś zdobyć pieniądze. W przypadku właściciela firmy transportowo/spedycyjnej cena frachtu musowo pójdzie w górę, a w przypadku państwa istnieją dwie możliwości: podatki w górę lub zadłużanie państwa. Krzysztof Kolanty, główny analityk Bankiera.pl pisał: „Trzeba pamiętać, że każde zwiększenie wydatków rządowych finalnie oznacza zwiększenie podatków. Jeśli nie teraz, to w przyszłości. Jeśli rząd wyda o 40 mld złotych więcej, to o tyle więcej pieniędzy będzie musiał z nas ściągnąć w postaci podatków lub pożyczyć od inwestorów, powiększając deficyt budżetowy i dług publiczny. Zatem popierając rosnące transfery socjalne równocześnie opowiadasz się za wyższymi podatkami i – co za tym idzie – rosnącą represyjność aparatu skarbowego egzekwującego ściąganie danin publicznych”.

Trzeba oddać rządowi PiS, że uszczelnił lukę VAT-owską, posiadł umiejętność zrywania „nisko wiszących owoców”, co było sztuką nieosiągalną dla poprzedników z PO/PSL. Może dlatego tak gardłują, bo widzą, że wystarczyło sięgnąć ręką.

Dlaczego rząd przerzuca jednak ciężar podniesienia pensji minimalnej na barki przedsiębiorców, a nie obniża kosztów pracy lub nie podnosi kwoty wolnej od podatku? No cóż, wówczas nie mógłby przebierać się w strój Świętego Mikołaja  i rozdawać grzecznym dzieciom kolorowych zabawek. Nie zapominamy jednak, że Święty Mikołaj nie tylko posiada worek pełen prezentów, a w zanadrzu trzyma również rózgę.

Konrad Dzecielski