SLD: Biedroń na prezydenta

7 stycznia, 2020 0 przez Tadeusz Hatalski

Bomba* poszła w górę, a konie po betonie … Włodzimierz Czarzasty ogłosił, kto będzie kandydatem starej SLD (co teraz ma się nazywać Nowa Lewica) w wyborach prezydenckich. Ok, konie poszły …, ale ten koń, z jakiejś innej jest stajni niż SLD-owska. Przecież ta stajnia Wiosna się nazywa a nie SLD. Co to? SLD, bogata przecież partia postkomunistów (A. Michnik własną piersią zasłaniał majątek PZPR przed przejęciem przez Skarb Państwa) i nie ma własnego kandydata na prezydenta?

Chyba cienko przędzie SLD. Gdzie te czasy, gdy A. Kwaśniewski, niegdyś lider tej partii wygrywał z Lechem Wałęsą, urzędującym prezydentem. Lechem Wałęsą, którego wybraliśmy na prezydenta, aby dokończyć to, co zaczęliśmy w 1980 r. Pokojową rewolucję, którą przerwał a tak naprawdę to zniszczył W. Jaruzelski, ogłaszając stan wojenny. Niestety Lech Wałęsa, jak został prezydentem, zostawił swoich a starał się wkupić w łaski postkomunistów. Czego dowodem było wzmacnianie lewej nogi, co ogłosił wkrótce po wyborze na prezydenta. Ale postkomuniści go nie przyjęli. Zawsze mieli go za nic i to, że chciał im się przypodobać nic nie zmieniło. I przeciwko Lechowi Wałęsie wystawili młodego, komunistycznego aparatczyka. Woleli swojego. I ich człowiek – z Lechem Wałęsą, legendą Solidarności, naszą ikoną – jak go obecnie nazywają w okolicach Czerskiej i Wiertniczej a gdzie kiedyś był zaledwie prostym (a nawet prymitywnym) elektrykiem po zawodówce – wygrał. Potem kandydat SLD, ten sam A. Kwaśniewski (mimo choroby filipińskiej) jeszcze raz wygrał. Tym razem z M. Krzaklewskim, wybory na drugą kadencję. Ale potem to był już tylko łabędzi śpiew. Łabędzi śpiew nie tylko A. Kwaśniewskiego, ale również jego opcji politycznej, czyli SLD.

Pokazały to ewidentnie wybory parlamentarne w 2015r. Wtedy nastąpiła, swojego rodzaju naturalna dekomunizacja. SLD, partia postkomunistów, która od swojej poprzedniczki PZPR – marksistowsko-leninowskiej „przewodniej siły narodu” – nigdy się nie odcięła, nie weszła do parlamentu. Co więcej popularność SLD, po tych przegranych wyborach jeszcze bardziej spadła i oscylowała na granicy progu wyborczego. I pewnie tak by już zostało, gdyby nie … przywódca Platformy, wizjoner i charyzmatyk, Grzegorz ‘Ja cię zniszczę’ Schetyna. Otóż w wyborach do Parlamentu Europejskiego, G. Schetyna przyjął na listy Koalicji Obywatelskiej, niemalże wszystkich (jeszcze żyjących) ‘dinozaurów’, dawnej przewodniej siły narodu. Schetyna pewnie kalkulował, że weterani z tamtych jeszcze czasów, do PE nie wejdą. Natomiast w ten sposób, Koalicja Obywatelska będzie miała więcej głosów i dzięki temu, więcej jego kandydatów (z szeregów PO) wejdzie do PE.

Ale starzy, partyjni wyjadacze (partyjni z czasów partii leninowsko-marksistowskiej) zrobili Schetynie brzydką siurpryzę. Wszyscy, jak jeden mąż do PE weszli. A Platforma obeszła się smakiem i do Brukseli wprowadziła swoich przedstawicieli, mniej niż w poprzedniej kadencji. Natomiast SLD odżyła. Co tam odżyła, nabrała wigoru, że hej. Włodzimierz Czarzasty z koalicjanta, który dotychczas zachowywał się pokornie jak ubogi krewny, zrobił się hardy. I zakwestionował na opozycji przywództwo G. Schetyny. Którym to przywództwem, w sposób przez nikogo niekwestionowany, G. Schetyna dotychczas się cieszył. Nie tylko zakwestionował, ale stał się realnym konkurentem do tego przywództwa. SLD stała się trzecią siłą polityczną w Polsce. Z całkiem realną ambicją na prześcignięcie Platformy i zajęcie drugiego miejsca. Nick ‘Ja cię zniszczę’ G. Schetyny sprawdził się. Tyle, że w odwrotną stronę. I nasz Grzegorz chyba zdał sobie z tego sprawę. Bo w wyścigu o przywództwo w Platformie, zamiast siebie wystawił T. Siemoniaka, o którym kiedyś mówił, że ‘nigdy nie będzie liderem’. Czyżby wystawił go po to, aby nadal sam mógł być liderem? Kto wie, co tam Grzegorzowi ‘Ja cię zniszczę’ w duszy jeszcze gra.

Ale dość tej dygresji o Platformie. Wiodącym tematem tej notki, jak na to wskazuje jej tytuł, jest przecież SLD i Robert Biedroń ‘czarny koń’ tej partii na prezydenta. Wystawienie R. Biedronia było dużym zaskoczeniem dla wszystkich. Świadczy o tym choćby reakcja R. Giertycha. Co to kiedyś był do wora, a wór do jeziora. Ale teraz już nie jest. Ten wór o tyle jest to istotny, że ci co go chcieli do tego wora wsadzać (a wór wrzucić do jeziora) całkowicie zmienili zdanie. Roman Giertych, niegdyś barbarzyńca narodowiec, teraz jest ich ulubieńcem. I ten ulubienic, jak by nie było mecenas D. Tuska, króla Europy (copyright B. Borusewicz), palnął: “To naprawdę ekscytujące prawybory na lewicy. Wciąż nie wiemy, czy pan Śmiszek będzie kandydatem na prezydenta, a pan Biedroń na pierwszą damę, czy na odwrót”.

Dobry żart tynfa wart, ale ten żart tynfa nie jest wart. Niezależnie od wszystkiego, jest po prostu niesmaczny. Niemniej pokazuje coś innego. To o czym wspomniałem na początku. Ten koń nie jest ze stajni SLD. Postkomuniści, dotychczas trzymali się z daleka od problemów, którymi żyje lewica obyczajowa. Owszem, biorą udział w marszach równości LGBT, ale się nimi nie ekscytują. Można powiedzieć, że zachowują zdrowy dystans do problemów seksualności. A wzięli sobie na kandydata człowieka, który swoją seksualność ostentacyjnie manifestuje. Który swoją seksualność (odmienną od większości społeczeństwa) użył do stworzenia ugrupowania politycznego. I który, problemy związane z rzekomym prześladowaniem ludzi o odmiennej seksualności (niż większość społeczeństwa) wypisał na sztandarach swojego ugrupowania.

Co więc nas czeka w dyskusji wyborczej ze strony SLD? Ano temat małżeństw jednopłciowych, adopcja dzieci przez pary homoseksualne, aborcja na życzenie itd. …

Ale komuniści w sprawach obyczajowych byli konserwatywni a postkomuniści tę cechę w dużym stopniu zachowali. Co akurat można zapisać im na plus. W efekcie, pomiędzy R. Biedroniem a wyborcami SLD (powtarzam wyborcami a nie działaczami partyjnymi) nie ma jedności moralno-politycznej.

Toteż tak sobie myślę, że SLD daleko nie zajedzie w wyborach prezydenckich na takim ‘czarnym koniu’.

Tadeusz Hatalski

(*) Bomba – ruchoma kula znajdująca się na maszcie toru wyścigowego, jej podniesienie w górę oznacza rozpoczęcie gonitwy koni.