Wolność dobrze rozumiana
3 marca, 2020Niedawno przetoczyło się oburzenie lewactwa i salonu, wyartykułowane przez GW, a dotyczące niby to antywolnościowej wypowiedzi mecenas Jolanty Turczynowicz-Kieryłło, szefowej kampanii prezydenta Andrzeja Dudy. Pani mecenas uraziła to całe „towarzystwo” wypowiedzią, która sugerowała, bardzo słusznie zresztą, że wolność musi być ograniczana prawem (chyba nikt z nas nie chce by pozwolić swobodnie pluć na drugiego człowieka, pomawiać, bić itd. w ramach realizacji własnej wolności). Nie wiem co w tym dziwnego, ale widać GW mam problemy z rozumieniem pewnych zasad podstawowych. Zresztą akurat ta gazeta lepiej niech milczy w kwestii wolności słowa (to jak z tą mową nienawiści, redakcjo?). Smutniejsze jest jednak to, że bezmyślnie i niektórzy bardziej prawicowi dziennikarze te brednie powtórzyli, zupełnie rozmijając się z rozumem. Ot, jak to szybko chęć błyśnięcia prowadzi do ośmieszenia się.
Dziś bardzo często, już nie tylko w Sejmie, ale także na ulicach polskich miast słyszymy odmieniane przez wszystkich słowo „wolność”. Stało się ono swoistym wytrychem, który w mniemaniu wielu ma być kluczem do wszystkich drzwi i remedium na wszelkie kłopoty. Problem tylko w tym, że w tym całym zgiełku kompletnie zagubiono prawdziwe znaczenie tego pojęcia i jego głęboką treść. Dziś wielu nie ma pojęcia czym jest wolność i jakie są jej granice oraz niebezpieczeństwa ich przekraczania. Warto więc wskazać choćby na dwa istotne elementy pojmowania wolności.
Po pierwsze wolność to nie anarchia (ta zawsze prowadzi do dyktatu silnego i tyranii). To najistotniejsza zasada. Wolność nie jest elementem egoistycznym, funkcjonującym w próżni i niczym nieograniczonym. Nie jest wartością samoistną, która sama z siebie wytwarza swoją wartość. Jest elementem przyrodzonym człowieka, jako stworzenia wspólnotowego i w zasadzie najlepiej realizuje się we wspólnocie. Wolność jednostki ogranicza system prawny wynikający z prawa naturalnego i niepodważalnych zasad moralnych czy etycznych wypływających w zasadzie ze sfery wartości, sfery filozoficznej, ale także wolności każdego innego członka społeczności czy wspólnoty (słynne „wolność jednego człowieka, kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka”). Wprawdzie śp. prof. Wolniewicz słusznie twierdził, że to zasada czysto teoretyczna, bo nic nie wyjaśnia w kwestii gdzie te wolności się kończą czy zaczynają, pozostawiając to w strefie zupełnego niedookreślenia, ale jednak dobrze, że istnieje bo przynajmniej teoretycznie wskazuje gdzie ta granica winna leżeć, pozostawiając nam doprecyzowanie jej w oparciu o konkretne: czas, miejsce, zasady, tradycje, światopogląd, wartości itp. Co więcej, wolność jest ściśle powiązana z odpowiedzialnością. I to nie tylko odpowiedzialnością barbarzyńską, sprowadzoną do tego, że jak przeszarżuję i trafię na silniejszego to przegram i poniosę konsekwencje (typowe dla anarchii; w rzeczywistości to nie odpowiedzialność, a konsekwencja czynu), ale odpowiedzialnością w dużo szerszym, cywilizacyjnym znaczeniu. Odpowiedzialnością za siebie, ale i za poszczególne poziomy wspólnoty (rodzinę, ród, naród, państwo) i ich przyszłość. I tej odpowiedzialności nie da się realizować poza systemem norm i zasad. Na wolność zawsze trzeba patrzeć przez pryzmat wspólnoty. Także w rozumieniu wspólnoty państwowej. Tyle, że państwo dobre to państwo silne, ale minimalne. Realizujące tylko istotne potrzeby wspólnoty, których nie może sobie zapewnić każda jednostka osobno lub które lepiej i sprawniej realizowane są siłami wspólnymi. Państwo będące nie tylko sumą wartości jednostek, ale wzbogacone o to, co może stworzyć tylko wspólnota (wartości jednostkowo niedostępne). Nie państwo omnipotentne zajmujące się wszystkim, ale wszystkim źle.
Drugim istotnym elementem jest uświadomienie sobie, że wolność nie jest nam nigdy dana raz na zawsze. To ważne, albowiem wolność, to pewien stan kruchej równowagi i nie wolno zapominać o tym aby permanentnie jej bronić, gdyż walka na linii tej równowagi trwa cały czas i bardzo łatwo o jej zachwianie. A dotyczy to tak poziomu międzynarodowego, jak i ogólnopolskiego czy samorządowego. Największym zaś niebezpieczeństwem dla prawdziwej wolności jest utożsamianie jej z anarchiczną swobodą całkowitą, którą można wyrazić słowami: róbta co chceta. Nic bardziej szkodliwego i zdradzieckiego. Bardzo łatwo wtedy tą wolność stracić i latami jęczeć pod butem tyranii, która jest natychmiastowym następstwem anarchii (sytemu absolutnie nietrwałego i zawsze chwilowego). I takiego stanu równowagi wypada nam wszystkim życzyć. Czyli wolności, a nie anarchii, czy dyktatu siły. Wolności jako odpowiedzialności. Nie pseudowolności prowadzącej do utraty wolności prawdziwej, jakiej – jakiej w mojej ocenie – chce GW.
Bartosz Józwiak , prezes Unii Polityki Realnej