Biskupi, epidemia i … Czarzasty

16 marca, 2020 0 przez Tadeusz Hatalski

Wczoraj była niedziela, więc byłem w kościele. Kościół mamy nowy, ale nie żaden tam, typu ‘wigwam’ czy też ‘meczet’. Nasz kościół jest prosty i przestronny, zbudowany w stylu neogotyckim. Bez żadnych pseudonowoczesnych udziwnień. Duża środkowa nawa i dwie mniejsze boczne, każda oddzielona od głównej, tradycyjną kolumnadą. Ładny kościół, choć wystrój wnętrza wymaga jeszcze wiele pracy. No, ale to przyjdzie z czasem i miejmy nadzieję, że z dobrym gustem. Jak wspomniałem, kościół jest przestronny i swobodnie mieści się w nim ok. 150 osób (przy jednej osobie na 1m², czyli przy zachowaniu, według wirusologów, bezpiecznej odległości 1m).

Jak przyszedłem, drzwi główne były zamknięte. Otwarte były tylko boczne, na których znajdowały się ogłoszenia. Komunikat episkopatu, komunikat rządu, komunikat proboszcza. Ogłoszenia dotyczyły ograniczeń wynikających z panującej epidemii koronawirusa i wprowadzonego stanu zagrożenia epidemicznego. Między innymi  tego, że w kościele, jednocześnie może być maksymalnie 50 osób. Celowo przyszedłem trochę wcześniej, aby uniknąć sytuacji, że w kościele 50 osób już będzie. Gdy wszedłem do środka od razu było widać, że nie ma.  Generalnie kościół był pusty.  Licząc pobieżnie, w środku znajdowało się jakieś dwadzieścia kilka osób. Zanim msza się rozpoczęła przyszło jeszcze ok. dziesięć osób. W sumie razem z ministrantem, w niedzielnej mszy o godz. 10: 00 brało udział 33 osoby, plus dwóch księży celebrujących mszę. Czasem w zwykły dzień, na poranną mszę o godz. 07: 00 przychodzi tyle ludzi.

Kilka dni temu, gdy było już wiadomo, że zostanie wprowadzony stan zagrożenia epidemicznego i liczba osób uczestniczących w jakichkolwiek zgromadzeniach zostanie ograniczona do 50-ciu, Przewodniczący Episkopatu, metropolita poznański abp. S. Gądecki ogłosił, że liczba mszy powinna się zwiększyć. Dzięki temu na jednym nabożeństwie będzie mniej osób, co zmniejszy ryzyko zakażenia wirusem.  Jak byłem dzisiaj w kościele, najbliżej mnie siedząca osoba znajdowała się w odległości, co najmniej 10 metrów. Nie czułem żadnego zagrożenia.  I jestem przekonany, że obiektywnie biorąc, żadnego zagrożenia nie było. W kościele nie ma klimatyzacji, jak to ma miejsce w  galeriach handlowych, współczesnych świątyniach materializmu.  Jak już wspomniałem, według wirusologów, bezpieczna odległość wynosi 1 metr.  Z czego wniosek, że pomysł abpa Gądeckiego był całkiem sensowny.  Więcej mszy, mniej ludzi w kościele w tym samym czasie.

Ale uderz stół to nożyce się odezwą. I odezwał się przywódca Nowej Lewicy, co niedawno nazywała się SLD a jeszcze wcześniej PZPR i była ‘przewodnią siłą narodu’. Odezwał się w sposób arogancki i wyjątkowo obraźliwy, żeby nie użyć słów mocniejszych. „apeluję do pana Stanisława Gądeckiego: niech pan przemyśli to, co pan mówi; … Niech pan ich nie ciąga, tych biednych ludzi … na Boga, niech pan naprawdę stuknie się w czoło.”

I co? Wygląda na to, że przewodniczący episkopatu Polski uznał argumenty Czarzastego. I o zwiększeniu ilości mszy już nie mówi. A dzisiaj w niedzielę, zamiast apelować o zwiększenie ilości mszy, żeby ludzie mogli iść do kościoła i być bezpieczni, zachęca, aby nie iść do kościołów. Problem w tym, że Witoldowi Czarzastemu wcale nie chodzi o bezpieczeństwo ludzi. Tak jak PZPR-owi nie chodziło, gdy ludzi gnębili a nawet kazali do nich strzelać. Teraz nazwali się Nowa Lewica i mówią, że to nie oni kazali. Fizycznie tak, nie oni kazali strzelać. Ale od tych, co kazali, nigdy się nie odcięli. Co więcej uważają ich za bohaterów. Toteż Czarzastemu, gdy wzywa do zamykania kościołów nie o bezpieczeństwo ludzi chodzi.  Ale o to, aby do kościoła nie mogli pójść.  I o to, aby tam żadnej pomocy nie otrzymali.

Bo w Polsce zawsze było tak, że gdy było ciężko, gdy było trudno, Kościół był z ludźmi. Tak było w czasach zaborów. Tak było też, w czasach już nam współczesnych, w czasie komuny. A szczególnie w czasie stanu wojennego. W kościele ludzie otrzymywali pomoc i poczucie bezpieczeństwa. Pomoc zarówno fizyczną jak i duchową. Tak samo było z bezpieczeństwem. W kościele człowiek czuł się bezpiecznie. 

Będąc dzisiaj rano w kościele, brakowało mi tego poczucia bezpieczeństwa. Ale nie ze względu na zagrożenie koronawirusem. Bo tego zagrożenia nie było. Jak już pisałem, najbliższa osoba siedziała 10 metrów ode mnie. Więc w żaden sposób nie mogłem się od niej zarazić. Cały czas nie da się w domu siedzieć. Ludzie wychodzą na zewnątrz, idą na spacer. I idąc chodnikiem mijają innych ludzi. Wielokrotnie mniejszej niż 10 metrów. I nie boją się o to, że się zarażą.

Dzisiaj rano, miałem poczucie, że kościół zamykając dzisiaj główne drzwi i wpuszczając ich drzwiami bocznymi, zamiast im pomóc, wesprzeć, podtrzymać na duchu, chowa się przed wiernymi. Że ich zostawia samym sobie. Zarówno w sensie fizycznym jak i eschatologicznym. Bo wiara w Boga polega również na wierze w jego nadprzyrodzoną moc. Owszem, ta nadprzyrodzona moc, nie ukazuje się, na co dzień i w sposób oczywisty. Jest też tak, że mamy w tej sprawie wątpliwości. Nie tylko my, zwykli ludzie. Przytoczę słowa człowieka, którego Kościół uznał świętym.  JP II w Tryptyku Rzymskim tak pisał:

„Gdzie jesteś, źródło?…  Gdzie jesteś, źródło?!
Cisza…
Strumieniu, leśny strumieniu,
odsłoń mi tajemnicę
swego początku!
(Cisza — dlaczego milczysz?
Jakże starannie ukryłeś tajemnicę twego początku.)”

Ale mimo naszych wątpliwości Bóg jest. I jego nadprzyrodzona moc też jest. Dalsze słowa tego wiersza tak to ujmują:

„Pozwól mi wargi umoczyć
w źródlanej wodzie
odczuć świeżość,
ożywczą świeżość”

To, że źródlana woda jest, dla JP II było oczywiste! Problem w tym, aby móc z niej korzystać. Nasz kościół jest mały, ale nie tylko 50 a 150 osób – zachowując wymagane środki ostrożności – może w nim się zmieścić. A przecież wiele kościołów jest zdecydowanie większych.  Choćby Bazylika Mariacka w Gdańsku, która może pomieścić kilka tysięcy ludzi. Jakie więc zagrożenie epidemiologiczne będzie, gdy przyjdzie tam 50 osób?

Natomiast czytając dzisiaj w mediach apel Przewodniczącego Episkopatu Polski, żeby nie iść do kościoła, ma się wrażenie, abp S. Gądowski myśli tylko o fizycznym zagrożeniu. Natomiast jakby zapomniał, że człowiek potrzebuje również poczucia innego bezpieczeństwa. Bezpieczeństwa, które daje Bóg. Dlaczego zmienił zdanie?  Dlaczego zamiast apelować o zwiększenie ilości mszy, zachęca aby nie iść do kościoła? Dlaczego Kościół zamyka się przed ludźmi?

Czy ugiął się przed argumentacją Czarzastego? Włodzimierz Czarzasty nie wierzy w Boga. Jego sprawa. Ale dlaczego my, którzy w Boga wierzymy, mamy się kierować tym, co on myśli i co uważa?

Tadeusz Hatalski