Topienie generała – Sopot 1988

20 marca, 2020 0 przez Mariusz Roman

Pierwszy dzień wiosny – 21 marca 1988, trójmiejska młodzież z opozycyjnych organizacji, takich jak: Wolność i Pokój, Federacja Młodzieży Walczącej, Ruch Społeczeństwa Alternatywnego czy Niezależne Zrzeszenie Studentów postanowiła uczcić happeningiem, którego centralnym punktem miało być utopienie Marzanny, czyli kukły gen. Jaruzelskiego. Sopocki happening został poprzedzony licznymi aresztowaniami działaczy WiP, do których doszło 20 marca. ZOMO nie udało się jednak spacyfikować samej akcji.

Jak pisze w swoim tekście Leszek Biernacki pt. Utopić Generała jeden ze znanych Blogerów (dawniej działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów): W pierwszy dzień wiosny 1988 roku „o umówionej godzinie zwarta grupa młodych osób, w czapkach muchomorach, czapkach kwiatkach, okularach płetwonurków itp., nad głowami której wznosiły się transparenty „Niech żyje węgorz”, „Precz z centralną rybną” i „Ryby tak!, Wypaczenia nie!”, ruszyła w dół sopockiego deptaka. W takt gwizdków i wybijanych przez bęben rytmów śpiewano piosenki. U dołu deptaka zatrzymano się. W półkolu wznoszono okrzyki i przyśpiewki oraz odegrano skecz wyławiania z morza ostatniego węgorza. Węgorzem był jeden z młodych ludzi ubrany m.in. w płetwy, okulary płetwonurka i sieć”.

Z powodu zmasowanych sił ZOMO i MO w rejonie deptaka około 100 młodych ludzi zebrało się na plaży za Grand Hotelem. SB zanotowała: „Niektórzy z nich wyjęli spod płaszczy elementy, z których zmontowali kukłę ucharakteryzowaną na przywódcę państwa. W wyniku natychmiast podjętych działań kukłę odzyskano”. (Meldunek nr 109, Gdańsk 21.03.1988 r., AIPN Gd IPN Gd 0027/3842, t. IX, k. 78.)”.

W wyniku poczynionych po latach ustaleń, samą kukłę gen. przygotowali: Janusz Waluszko z RSA oraz Krzysztof Figiel z Solidarności Młodych. Udało się ją niemal „cudem” przetransportować i zamelinować już dzień wcześniej w Sopocie. Uczestniczyłem osobiście w tym happeningu i rzeczywiście, Sopot w tym dniu był sterroryzowany ZOMO-wcami. Dlatego też, sama kukła pojawiła się dopiero na plaży w okolicach Grand Hotelu. Wokół kukły zrobiliśmy mur z ciał, trzymając się pod pachy i w ten sposób udało się nam dojść do morza i utopić ją. Tradycji stało się zadość!!!

Wtedy milicjanci przystąpili do szturmu i pałowania, wcześniej jedynie się przyglądali akcji i szli wciąż za nami. Wyłowili także utopioną wcześniej kukłę generała z morza. Wiele osób zostało zatrzymanych, ale też wiele ratowało się ucieczką w kierunku łazienek na plaży w Sopocie i następnie stacji kolejki PKP w Kamiennym Potoku. Mnie samemu udało się zbiec, choć milicjanci gonili nas kilka kilometrów.

Pokłosie tej imprezy, to nie tylko zatrzymania i kolegia. Mniej szczęścia miał Tadeusz Trocki, działacz FMW (Rumia). Próbował się on wyrwać ZOMO-wcom, w rezultacie został brutalnie poturbowany, a podczas ogólnej szarpaniny spadła czapka jednemu z milicjantów. Wykorzystano ten fakt do oskarżenia go o „naruszenie cielesności i pobicie funkcjonariusza na służbie”. Prowadzono wobec niego postępowanie, a następnie proces, który toczył się jeszcze kilka miesięcy przed Sądem Rejonowym w Sopocie. Trocki w jego wyniku otrzymał grzywnę i wyrok w zawieszeniu.

Utopienie kukły Jaruzelskiego, stało się głośne w całym Trójmieście a nawet Polsce, i to paradoksalnie w wyniku represji zastosowanych przez organy porządkowe wobec uczestników happeningu. O zajściu sopockim poinformowało m.in. Radio Wolna Europa. Pomimo tego, że władza komunistyczna starała się konsekwentnie nie dopuścić do obrazy „czołowej osobistości państwowej”, to obnażyła jedynie determinację i skalę oporu wśród młodego pokolenia. Pokolenia, które stawało się siłą napędową całej opozycji.

To właśnie młode pokolenie, a nie „starzy”, coraz bardziej wypaleni działacze, zorganizowali zaledwie w miesiąc później strajki 1988. w stoczni, Uniwersytecie Gdańskim i protesty poparcia w szkołach. Nasze działania wymykały się wówczas nie tylko spod kontroli komunistycznych władz, ale i podziemnej „Solidarności”. I tego się pewnie jedni i drudzy wystraszyli, doprowadzając do porozumienia przy tzw. „okrągłym stole”.

Mariusz A. Roman, uczestnik happeningu w Sopocie z 1988.

[Fot. Archiwum Autora]