Za plecami wirusa
26 marca, 2020Niewiele w mediach przebija się treści poza koronawirusem. Tak jak niewiele branż funkcjonuje mimo pandemii normalnie. Pomijam służby publiczne czy mundurowe. Przemierzając polskie metropolie, w takt zapomnianej od miesiąca codzienności, pracują chyba tylko wielkie budowy developerów. Może drogowcy czasami jakąś dziurę w jezdni asfaltem zalewają. Reszta gospodarki gaśnie i mdleje, więc pracodawcy z pracownikami solidarnie na pakiet antykryzysowy prezydenta Dudy czekają.
Bywa jednak na tej mapie walki z niewidzialną zarazą, że ujawnia się pomysł innych narodu wybrańców, który wysoko brwi ze zdumienia unosi. Metropolie kojarzone jednoznacznie z Platformą Obywatelską wprowadziły (na przykład) w dni codzienne weekendowo-świąteczne rozkłady jazdy linii miejskich. Trzeba naprawdę być od nich daleko, żeby taką decyzję nie skonfrontować z myślą o skutkach…mierząc zasadami walki z epidemią. Trzaskowski i posiadacz chyba największego w Europie dworca na autobusy – prezydent Poznania, wbrew oczywistym zaleceniom wgnietli swoich mieszkańców w przepełnioną teraz komunikację masową. Pomysł znakomity dla deficytowych budżetów, wydrenowanych min. takimi pełnych megalomanii inwestycjami, jak tej w stolicy Wielkopolski, czy piłkarskiego stadionu w grodzie nad Motławą, do którego wyborcy dokładać będą, póki się nie zawali.
W zamian tam gdzie trzeba faktycznego rozmachu dla wyrównania do europejskiej cywilizacji, mamy odwiecznie remontowane jednopasmowe ulice, minimetro z prysznicem na otwarcie, tanie igrzyska dla ludu i odwieczną tuskopropagandę. Ludziom łatwiej jest w nią uwierzyć, gdy obce kapitałem środki przekazu wspierają IV rozbiór Polski nie za darmo zapałem. Więc każdy przysuszony trawnik głupoty podleją radosnymi ściekami, czy to stołecznymi czy z ujścia Motławy. Niewątpliwie więc rządy PiS i Morawieckiego należy traktować jako dopust boży. Dziś premier zapowiedział kolejne ograniczenia, w tym w korzystaniu z komunikacji masowej, która znów w metropoliach zakursuję normalnie. A mniej normalnie. Warszawa ma przenośne plaże nad Wisłą, a lokalne media Gdańska ujawniły planowany park rozrywki w dziś Krajobrazowym przy obwodnicy trójmiasta. Belgijski inwestor już został zwolniony z potrzeby przeprowadzenia oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko, a kryptoreklama zaprzyjaźnionych z władzami miasta redakcji pieje z zachwytu nad tym dziś jeszcze hasłem. Inaczej się mają internauci, którzy min. kąśliwie stwierdzili, że drewnianą kolejkę górską za 30 mln zł można zbudować z wycinki lasów w tym miejscu wspomnianego Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Ktoś bezczelnie zapytał, czy Belgowie w zamian za fabrykę dla swych dochodów wybudują obok oczekiwaną od 30 lat dwupasmówkę łączącą miasto z peryferiami. Obecnie wąski pasek już dziś jak lampa Aladyna na wieki zakorkowany stanowi dla kierowców niekoniecznie rozrywkę, a bardziej przekonanie, że ma do czynienia z niereformowanymi fajtłapami.
Wobec braku metropolitalnych nie tylko inwestycji, ale w ogóle strategii polityki dla zdrowia i sportu zaniechanej latami w miejsce skomercjalizowanej, nic nie uczącej zabawy, internauci potępiają w czambuł kolejny bezgłowy pomysł PLATFORMIARZY . Zamiast chcą np. kompleksu basenowo-rekreacyjnego z pływalnią olimpijską i innymi edukacyjnymi atrakcjami. Na to też czekają od ćwierć wieku bez mała. Biegam ostatnio wokół wałów Napoleona z fortyfikacjami i resztkami starego dworca kolejowego za Urzędem Pomorskiego Marszałka. Zamiast takiego rekomendowanego przez mieszkańców centrum sportu i wypoczynku czyści się ogromny plac pod zapewne kolejną developerkę, bo wkoło nic innego. Tej wirus bynajmniej nie przeszkadza. Jej skutki to gospodarka Włoch, Hiszpanii, Grecji czy Portugalii. Skutki wieloletnie. I tak korona z herbu miasta spada, a krzyż zostaje.
Krzysztof Mielewczyk