W wieżowcu byłem pierwszy!

17 kwietnia, 2020 1 przez Redakcja

W 20 minut po dosłownie wstrząsającej kilkoma dzielnicami głuchej detonacji byłem z mikrofonem pod wieżowcem przy ulicy Wojska Polskiego we Wrzeszczu. Zagrał przypadek, bo nocowałem u rodziców na pobliskiej Zaspie. Ożyłe drgawkami łóżko i huk poderwały mnie o 5.50. Natychmiast zadzwoniłem do dyżurnego newsroomu. Zbagatelizował. Zbluzgałem go, zadzwoniłem do dyżurnych  strażaków i policji. Wyjąkali, że jakiś wybuch budynku i dali adres. Oddzwoniłem do radia i powiedziałem, żeby dawać info i, że reporter już jedzie. Mój ojciec już grzał w pidżamie silnik ,,malucha,, . Za  chwilę trafiłem na miejsce. Kilkanaście minut po 6-ej rano 17 kwietnia 1995.

Pogoda była ponura. Biegłem z od razu ,,otwartym,, mikrofonem szpulowego UHERA w kierunku wejścia do budynku wokół gruzowiska. Zatrzymał mnie Marian Prekop, komendant Wojewódzki Policji w Gdańsku. Zapytałem, co się stało? Odpowiedział: – przyglądnij się. Spojrzałem w górę i nagle uświadomiłem sobie, że budynek jest skurczony. Pobiegłem do wejścia do klatki schodowej, do środka. Był półmrok i jakby wszystko normalnie. Jacyś mężczyźni mnie szybko wygonili.  Nie krzyczeli. Wszystko odbywało się w jakimś złowieszczym klimacie. Zdążyłem jeszcze nagrać trzech schodzących lokatorów, którzy na 8-ym piętrze grali w pokera i…jak twierdzili, nic nie słyszeli. Dopiero ekipy ratownicze podniosły ich z krzeseł. Przed budynkiem natknąłem się na księdza Henryka Jankowskiego. Pierwszą, telefoniczną relację na antenę Polskiego Radia miałem na żywo o 6.22. Potem zacząłem dalej nagrywać…ludzi, sytuacje… i nadawać.

17 kwietnia 2020 godzina 11.00 , serwis Radia Gdańsk.  Trzecia czy czwarta informacja jest wspomnieniem sprzed 25 lat.  Słyszę swoją relację dźwiękową, rozmowy z ludźmi. Teraz anonimowej, z pominięciem autora. Dziś, to były tylko fragmenty wielkiego reportażu, który wtedy, 4 godziny po wybuchu słuchała cała Polska. Kiedy go zmontowałem, wróciłem do rodziców, założyłem gorset i poszedłem spać. Byłem na zwolnieniu po poważnym samochodowym wypadku.

Dziś lektor serwisu radiowego zamknął wspomnienie dwiema wersjami przyczyn wybuchu, który zabił 22 osoby, a 12 ranił. Pierwsza o nieudanej zemście mieszkańca, a druga kradzieży gazowych zaworów w piwnicy.

Jest jeszcze trzecia wersja- o zaplanowanej akcji przechwytu esbeckich teczek  TW BOLEK, czyli Lecha Wałęsy, którego w tym czasie szykowano do prezydenckiej reelekcji. W wieżowcu przy Wojska Polskiego 39 mieszkał Adam Hodysz, oficer SB mający przypuszczalnie posiadać ten materiał.  Przygotowany wybuch, po to żeby wejść do jego mieszkania okazał się niekontrolowany, ale UOP i tak wyniósł tajne dokumenty. Takie informacje przekazał w roku 2016 Sławomir Cenckiewicz z IPN bazując na dokumentach, wywiadach i logicznym ciągu zdarzeń. Oto w 1993 roku UOP przekazał informację o tzw. aferze uranowej i zatrzymaniu w Gdyni oficera byłej SB, który miał dokonać zakupu radioaktywnych pierwiastków na potrzeby obcych państw. Wcześniej dotarłem do tego człowieka, miałem swoich informatorów z Rakowieckiej, ale dziwiłem się, że tak łatwo i otwarcie dano mi cynk oraz adres. Dla reportera była to słaba sensacja. Tym bardziej, że po takiej aferze człowiek spokojnie siedział w domu, czego zupełnie nie umiał wytłumaczyć. Dopiero po długim czasie dowiedziałem się, że F. miał w domu dokumenty TW BOLEK i w istocie o ich przejęcie służbom chodziło. Cenckiewicz i publicysta Stanisław Janecki utrzymują, że konkretni ludzie dla ochrony przed kompromitacją w trakcie kampanii czyścili teczki legendy Solidarności już od ,,nocy Macierewicza,,, któremu dokumenty przekazał na potrzeby lustracji wspomniany Adam Hodysz z wieżowca przy Wojska Polskiego we Wrzeszczu.

Całkiem realne, że stare/nowe służby ćwiczyły i ćwiczą Wałęsę jak chcą i chciały, a teczka Kiszczaka zza grobu jest pogardliwym śmiechem reżysera thillera z min. niewinnymi ofiarami w tle gdańskiego wybuchu. Niewiele tygodni potem moje dziennikarskie śledztwo ujawniło aferę nazwaną potem ,,pomroczności jasnej,, – czyli pijackich wyczynów syna prezydenta.  Niewiele potem musiałem pożegnać się z Polskim Radiem, dzieląc na jego antenie dziś los teorii Cenckiewicza.

Krzysztof Mielewczyk