Reaktor kobietą!

3 listopada, 2020 1 przez Henryk Piec

W „Rzeczpospolitej” red. Jerzy Surdykowski opublikował felieton, który jak w soczewce dowodzi, że otaczająca nas rzeczywistość wygląda różnie w zależności, z której strony ją obserwujemy. Redaktora Surdykowskiego nazwałbym przedstawicielem demokracji liberalnej, siebie plasowałbym (co najwyżej) wśród demokratów republikańskich. Do rzeczy! Wielce czcigodny pan redaktor raczył napisać: „Kiedy wiele dziesięcioleci temu Sowieci usiłowali odciąć od Wolnego Świata i zbrojnie zdławić Berlin Zachodni, ówczesny młody prezydent USA wołał: „ich bin ein Berliner!”. Kiedy przed prawie dwoma laty otumaniony PiS-em szaleniec zamordował Pawła Adamowicza, napisałem tutaj: „jestem gdańszczaninem”, choć opuściłem Gdańsk dla Krakowa. Kiedy ci, którym nie podoba się pokątne stanowienie prawa przez „Trybunał Przyłębski” (bo już od dawna nie Konstytucyjny), nazywani są lewakami, to też jestem skrajnym lewakiem! Kiedy Prezes i jego gwardia ze smrodliwą hipokryzją całują kobiety po rękach, ale biją na ulicach – ja, ponadosiemdziesięcioletni staruch, jestem kobietą!”. Przyznaje, że to dosyć odważne zestawienie świata będącego na krawędzi realnej wojny (blokada Berlina) z szaleńcem, który zamordował prezydenta Adamowicza. Przymiotnik „otumaniony” (i to wiadomo kim) dowodzi, że albo pan Surdykowski niezbyt uważnie śledził wydarzenia związane ze śmiercią (również te po zabójstwie) śp. Pawła Adamowicza, albo je… jednak śledził uważnie.  Jeżeli to ostatnie bliższe jest prawdy, tym gorzej świadczy to o szanownym panu redaktorze. Też nie wiem gdzie kobiety bite są na ulicach? Może pan Surdykowski oglądał sceny z Francji lub Katalonii i to mu się jakoś zlało w jedną spójną całość? Nie potrafi tego rozumieć. Natomiast, gdy red. Surdykowski twierdzi, że jest kobietą, to rozumiem. Większość chciałaby, ale niewiele ponad 50 proc. populacji ma tę wyjątkową okazję.

Zgadzam się z tezą, że „w polskim Kościele, trawionym przez pedofilię, głupotę, mafijne zakłamanie, uzależnienie od polityki i biskupią pychę. Kościołowi niewiele brakuje do śmierci, a może właśnie popełnia samobójstwo. Chrystusa też usiłowano zabić, ale zmartwychwstał”. Jednak zapewne będziemy różnili się o przyczyny tego stanu rzeczy. Pan pewnie preferuje „kościół otwarty”…Widzimy taki w zachodniej Europie. Że „głupi” – oczywiście, że ma pan rację, bo hierarchowie widząc przykład płynący z zachodu powinni już dawno mieć przygotowany plan awaryjny. Nie  mieli i nie mają! Za to nad grobem „Inki” przemawiał biskup, który mógłby się z każdym pocałować, nawet z diabłem.  W takim walcu łatwo się zatracić i zwyczajnie zapomnieć o bożym świecie. I wielu z nich zapomniało. Teraz Kościół (czyli my wszyscy wierni) przyjmujemy na swoje grzbiety baty, które powinni przyjmować ci, którzy w okrągłostołowej zabawie budowali kaleką III RP.

I wielce szanowny panie redaktorze Chrystusa nie „usiłowano”, ale zabito naprawdę. Pewnie, to z pańskiej strony oczywisty lapsus, ale pokazuje, iż zasadniczo różnie interpretujemy te same – zdawałoby się – fakty.

Henryk Piec