Drobiazgi p. Olgi
10 czerwca, 2021Ponoć trwa akcja „Odeślij Oldze Tokarczuk książkę”. Dla przypomnienia p. Tokarczuk, to nasza noblistka, która postrzega Polaków jako „kolonizatorów, właścicieli niewolników czy mordercy Żydów”. Ma prawo, tak jak ja ma prawo uważać Polaków za naród wielki i dumny, który od kilku stuleci próbuje wymazać się z mapy Europy. Co kilkadziesiąt lat urządzają nam krwawe łaźnie, a my zataczając się na nogach, stoimy na przekór wszystkiemu i wszystkim – zarówno czynnikom zewnętrznym jak i wewnętrznym. Ale ja nie o tym. Odesłał bym p. Tokarczuk jej książkę, ale – przyznaje szczerze i bez bicia – nie mam! Wiem, profan ze mnie, że nie czytam noblistki. Co innego pewna poseł lewicy, która utrzymuje, że książki p. Tokarczuk koniecznie powinny znaleźć się w kanonie lektur szkolnych. Jednak nie potrafiła wymienić ani jednego tytułu książek spisanych dłonią p. Tokarczuk. Taki pech. Na swoje usprawiedliwienie pragnę jedyni dodać, że w kolejce do czytania stoją: Rzeczpospolita Obojga Narodów – śp. Pawła Jasienicy (już drugi raz), Wstęp do Religii – abp Fultona J. Sheena, Encyklopedia Staropolska – Zygmunta Glogera, Strach jest grzechem – listy Oriany Fallaci, Ryba Ludojad – zbiór felietonów Macieja Rybińskiego (ten to nigdy żadne Nagrody Nobla nie mógłby dostać – i na całe szczęście), a na „ławce rezerwowych” niecierpliwie czekają pozycje prof. Jerzego Łojka, o szansach Powstania Listopadowego oraz biografia Eligiusza Niewiadomskiego „Zabić Prezydenta”. Po tę ostatnią pozycję sięgam ochoczo, ale zawsze w porę cofam rękę. Taka autocenzura, znak nowych, lepszych i jaśniejszych czasów. Jak widać p. Olgi Tokarczuk, ani na boisku w podstawowym składzie ani na ławce rezerwowych nie ma! Tak więc w żaden sposób nie odnoszę się do Jej twórczości, bo zwyczajnie nie mam o niej zielonego pojęcia, jak owa poślica z lewicy, gotowa żyły swe wypruć, by młodzież miała dostęp zarówno do prezerwatyw jak i do pozycji naszej szacownej noblistki. Komentatorom z prawicy radziłbym (co czynię z należytą pokorą), by przestali się przejmować tym co p. Tokarczuk ma do powiedzenia. Mogła mówić w czasie, gdy wręczano Jej Nagrodę Nobla o tym, że: „Luterańscy Szwedzi szczególnie lubili plądrować katolickie świątynie, wynosząc z nich lichtarze, kielichy czy obrazy. Złoto często przetapiano jeszcze na miejscu, a część łupów ruszała w wyprawę za Bałtyk. Tak planowano zrobić z marmurowymi i brązowymi rzeźbami z ogrodów Zamku Królewskiego w Warszawie. Ładunek miał odpłynąć Wisłą w stronę morza, lecz niektóre barki i żaglowce były tak obładowane łupami, że okazało się to niemożliwe. Zdarzało się, że statek szedł na dno zaraz po odbiciu od brzegu. Dopiero w 2012 i 2015 r. w wyniku rekordowo niskiego stanu wód na Wiśle zauważono wystające znad tafli wody posągi. Zatonięcie tych barek było prawdziwym szczęściem. Gdyby bowiem statki te popłynęły do Szwecji, to wielce prawdopodobnie, że nigdy byśmy tych dzieł więcej nie zobaczyli, tak jak większości zrabowanych przez Szwedów skarbów”.
Ale nasza noblista dzielnie milczała, ściskając w dłoniach nagrodę oraz czek na okrągłą sumkę. Drobiazgami głowy sobie nie zawracajmy…
Henryk Piec