Fantazje Jakiego!

24 września, 2021 0 przez Henryk Piec

Kilka dni temu Patryk Jaki, europoseł PiS, zaprezentował raport (jego twórcami są panowie: prof. Zbigniew Krysiak i prof. Tomasz Grosse) na temat finansowego bilansu członkostwa Polski w UE. Wyszło z niego – najogólniej rzecz ujmując – że państwa starej Europy wyciągnęły z Polski przez ostatnie 17 lat  ponad 500 mld zł!!!  Przy czym sam poseł Jaki – jeszcze podczas konferencji – zaznaczył, że nie jest to żaden zarzut wobec krajów starej Europy, ale zaprezentowane obliczania obalają często stawianą tezę, że Polska traktuje UE „jak bankomat”. Tymczasem jest wręcz odwrotnie.

Co ciekawiło przybyłych na konferencję dziennikarzy? Dwa najistotniejsze pytania brzmiały: Kto zlecił i zapłacił za raport? Niestety, raport zlecił Patryk Jaki a pieniądze pochodziły z funduszy UE. Ile zarobili obaj panowie profesorowie za swoją pracę? Patryk Jaki nie chciał ujawnić kwoty, zasłaniał się tajemnicą handlową.

Już wówczas wiedziałem, że żadnej merytorycznej dyskusji nad wyliczeniami obu profesorów nie będzie, bo tam gdzie strugają osikowe kołki i plotą warkocze z czosnku, tam nie ma miejsca na rzeczową rozmowę. W ślad za tymi „przenikliwymi” pytaniami dziennikarzy, w pościg ruszyły unijne charty: Gazeta Wyborcza i Puls Biznesu, które to tytuły w czambuł potępiły raport Jakiego. Sam zainteresowany zapowiedział, że  zechce doprowadzić do konfrontacji pomiędzy autorytetami reprezentującymi obie strony sporu.

Widzę, iż posła Jakiego zwodzi szalona fantazja, która każe mu wierzyć w uczciwą debatę, szermierkę na argumenty.   O żadnej uczciwości mowy być nie może! W Polsce ma panować powszechne i niezachwiane przekonanie, że gdyby nie UE, to na Wisłą ptaki nie wzbijały się do lotu, a Słońce wschodziłoby na zachodzie.  Gdy człowiek żyje w nieustającym lęku, że niebo spadnie mu na głowę, to każdy gest wyciągniętej ręki gotowy jest potraktować jak żywy cud, który go niezasłużenie ale szczęśliwe spotkał.

Żeby sprawa była jasna, nie wiem jaką metodologią posługiwali się obaj panowie profesorowie ani na jakiej podstawie ich adwersarze uważają, że ci pierwsi nie potrafią liczyć. Wydaje się jednak oczywiste, że to z Polski ssane są pieniądze, a nie odwrotnie!!! Pierwszy przykład z brzegu:  w 2020 r. do Polski sprowadzono 848 154 używane samochody osobowe i dostawcze o masie do 3,5 t. To o 16 proc. mniej niż w 2019 r., kiedy to importerzy sprowadzili 1 009 184 używanych samochodów. Sprowadzamy coraz starsze auta. Średni wiek liczony dla wszystkich samochodów sprowadzonych w 2020 r. wyniósł 12 lat i 1 miesiąc.  Przeprowadźmy krótki rachunek 1,8 miliona (będę zaokrąglał) starych aut, sprzedanych średnio po 4 tys. euro za sztukę, to daje nam 7,4 mld euro(!!!), które Polacy zostawili na Zachodzie sprowadzając do Polski złom. Przeliczywszy na złotówki (średnio 1 euro = 4,5 zł), daje nam 33,3 mld złotych, które Polacy tylko przez ostatnie dwa lata zostawili w kieszeniach obywateli starej Europy. A przecież nie jest to jeszcze rachunek zamknięty. Ponieważ są to auta już nie pierwszej młodości,  więc za chwilę będziemy musieli sprowadzić części zamienne. Tak więc bilans jest jeszcze otwarty i tutaj niestety strumień pieniędzy ponownie popłynie na zachód… Mówimy tylko o dwóch ostatnich latach i tylko o branży motoryzacyjnej do 3,5 tony. Czy to wszystko? NIE! Skoro Polacy kupili złom, to na tamtych rynkach pojawiła się luka i musi pojawić się 2 miliony nowych pojazdów, które wchłonął rynek w Polsce. Wszyscy tam się cieszą: salony samochodowe, koncerny samochodowe, banki udzielające kredytów i tamtejsze rządy, które zbierają haracze. Cieszą się również zwykli obywatele, bo jeżdżą nowymi „furami”, które się nie psują, bo…są nowe, a te które się już psują znajdują się w innym miejscu. Tak więc Polska stanowi dodatkowy, ważny element pobudzający zachodnie gospodarki. I nie piszę tego w tonie oskarżenia wobec zachodnich koncernów samochodowych, bo skoro Polacy nie są w stanie skonstruować własnej furmanki…

Otwarcie 38-milionowego rynku działa w obie strony, z tą różnicą, że ja jeżdżę 10 letnim VW, a Helmut nowym – prosto spod igły, który właśnie odebrał z salonu. Jeżeli tego nie widzą „eksperci”, to albo mają problem ze wzrokiem, albo widzą i mają problem z głową.

Henryk Piec