Ławrow o “antysemityzmie Żydów”
7 maja, 2022Są słowa, których dewaluacja stanowi dowód na cynizm polityków i brak odpowiedzialności mediów. Istnieją także słowa, których nieodpowiednie, lekkomyślne stosowanie wywołuje nieodwracalne szkody sprawie, której te słowa mają służyć. Jednym ze słów, które mieszczą się w obu tych kategoriach, chyba najczęściej wykorzystywanym w sposób nieuczciwy, jest słowo “antysemityzm”.
Obecnie, na naszych oczach, pozbawianie słowa “antysemityzm” realnego znaczenia osiągnęło swoje apogeum. Zdania, wypowiedziane przed kilkoma dniami w telewizji włoskiej przez rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa, który zarzucił “największy antysemityzm” Żydom, są doprowadzeniem do krańcowego absurdu nadużywania słowa i pojęcia “antysemityzm”. Gdy przed kilkunastoma dniami prezydent Macron nazwał antysemitą – wyłącznie z chęci “dokopania” motywowanego politycznie – premiera Morawieckiego, myślałem, że to już szczyt i większej bzdury w tej materii na forum międzynarodowym wymyślić się nie da. Myliłem się, bo jednak Ławrow Macrona prawie natychmiast drastycznie przebił.
Oskarżenie przez Ławrowa o antysemityzm Żydów i powtarzanie przez niego bredni o żydowskim pochodzeniu Hitlera powinny, gdyby świat rządził się logiką, zakończyć funkcjonowanie tego skandalicznego mechanizmu pomówień.
Niestety, nie należy mieć takich złudzeń: świat nie jest racjonalny, a słowo “antysemityzm” będzie nadal użyteczne do “polowania na czarownice”, dopóki nie zostanie już całkiem skompromitowane.
W początkach XX wieku antysemityzm był irracjonalną postawą polityczną. Po Holokauście stał się – słusznie – synonimem zbrodni. Najsilniejszym skojarzeniem z antysemityzmem były niemieckie komory gazowe i krematoria. Było to słowo niosące potężny ładunek emocji. Antysemityzm to przecież ideologiczny fundament ludobójstwa na bezprecedensową skalę. Spowodował śmierć milionów ludzi.
Jednak z czasem wykształcił się nie tyle prosty, co prostacki mechanizm. Jeżeli można było skierować przeciwko jakiemukolwiek politycznemu przeciwnikowi zarzut antysemityzmu, przez samo jego sformułowanie automatycznie rzucało się na niego odium tych ludobójczych skojarzeń. Stało się to bardzo skuteczną metodą niszczenia jego reputacji.
Rozpoczęło się więc oskarżanie o antysemityzm, używane jako pałka (najczęściej na przeciwników politycznych), zazwyczaj bez żadnego związku z rzeczywistością, czyli bez realnych podstaw. Wystarczał jakikolwiek pretekst, choćby najbardziej wątły. Rzeczywiste przypadki nienawiści wobec Żydów, które przecież są faktem, toną w morzu oskarżeń wydumanych, oszczerczych. Oskarżyciele nie dbają o wiarygodność oskarżeń, bo fakt, że są błahe, działa na ich korzyść: sygnalizuje “wyższy stopień ich wrażliwości”. W ten sposób nie tylko słowo, ale pojęcie antysemityzmu ulega trywializacji i coraz mniej ludzi traktuje oskarżenia o antysemityzm poważnie. Obecnie jest to słowo coraz bardziej zużyte, a jego stosowanie staje się coraz bardziej skompromitowane. Słowo, za którym – pamiętajmy! – stoją miliony ofiar Zagłady, z dnia na dzień traci na wartości. Jednak jest to sprawa wciąż niezakończona. Ten proces trwa.
Oczywiście, w żaden sposób nie oznacza to, że należy nie reagować na realne przejawy nieuzasadnionych uprzedzeń czy wrogości wobec Żydów, od których nie jest przecież wolny świat Zachodu, w tym – w mniejszym stopniu niż Europa Zachodnia – także Polska. Problemem nie jest przeciwstawianie się rzeczywistemu antysemityzmowi – prawicowemu, lewicowemu oraz islamskiemu – ale cyniczne wykorzystywanie fałszywych oskarżeń o antysemityzm dla własnych – politycznych i osobistych – korzyści.
Przykłady z ostatnich lat udowadniają, że problem dotyczy wszystkich opcji politycznych i wszystkich sfer życia. Oto kilka przypadkowych z polskiego podwórka. W ostatnich latach, oskarżali o antysemityzm: lewicowy publicysta i filozof Jan Hartman – prawicowego polityka Jarosława Kaczyńskiego, centrowy polityk i historyk Paweł Śpiewak – lewicowego publicystę Tomasza Lisa, a polskie media głównego nurtu jakiegoś prowincjonalnego polityka, który o kandydatach konkurencyjnej partii powiedział, że “Po wyborach będą mieli do gadania tyle co Żyd w getcie”, czym dał przecież dowód, że ma świadomość tragicznej sytuacji Żydów pod władzą III Rzeszy. Mniej więcej w tym samym czasie, izraelska instytucja “Kantor Centre for the Study of Contemporary European Jewry at Tel Aviv University” – oskarżyła o antysemityzm polskich konserwatywnych publicystów (Magdalenę Ogórek, Marcina Wolskiego i Rafała Ziemkiewicza). W tym momencie wypada zaznaczyć, że miliarder Wiaczesław Mosze Kantor, finansujący działalność tej organizacji, jest obecnie obiektem sankcji ze względu na swoje powiązania z Putinem. Jest to o tyle istotne, że na innym, znacznie poważniejszym poziomie politycznych akcji odbywała się w ostatnich latach rosyjska kampania przeciwko Polsce, polegająca na formułowaniu w rosyjskich mediach oskarżeń o antysemityzm Polski i Polaków, której celem było skłócenie Polski z Izraelem, a w konsekwencji ze Stanami Zjednoczonymi. Strategiczna rola takiej akcji jest oczywista. Jej kulminacją był brak zgody Jad Waszem na wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy podczas obchodów 75-lecia wyzwolenia obozu w Auschwitz, które odbyły się w roku 2020 w Jerozolimie. Jak pamiętamy, przemawiał tam Putin. Obchody współorganizowane były przez Europejski Kongres Żydów, na czele którego stał wówczas rosyjski oligarcha – wymieniony już wcześniej – Wiaczesław Mosze Kantor.
Paweł Jędrzejewski