Kościół w kampanii
30 maja, 2019Tuż po wyborach Leszek Miller oświadczył, że trzy czynniki zadecydowały o zwycięstwie PiS: transfery socjalne, publiczna TVP oraz Kościół katolicki. Leszek Miller dobrze zdiagnozował sytuację. Chciałbym skupić się na tym ostatnim elemencie, chociaż szczerze przyznaję, że nie wiem czy najważniejszym. Czy Kościół katolicki, zarówno przed jaki i w trakcie kampanii wyborczej do PE, został zaatakowany. Bez dwóch zdań – tak. Uderzenie wcale nie zostało wyprowadzone przez film braci Sekielskich, co trafnie zauważyli biskupi w liście do wiernych pisząc: Odnosząc się m.in. do filmu „Tylko nie mów nikomu”, który jest przede wszystkim dokumentem upubliczniającym „wstrząsające relacje dorosłych dziś osób, wykorzystywanych w dzieciństwie przez duchownych. Zawiera on także przykłady braku wrażliwości, grzechu zaniedbania i niedowierzania osobom skrzywdzonym, co w konsekwencji chroniło sprawców. Film, przyjmując perspektywę pokrzywdzonych, uświadomił nam wszystkim ogrom ich cierpienia” – podkreślają polscy hierarchowie. Tak więc biskupi ocenili, że obraz barci Sekelskich nie uderza w Kościół jako całość, a w chore jego tkanki.
Najazd uczynił Donald Tusk, który wypuścił Jażdżewskiego, by ten powiedział to, czego on sam powiedzieć nie chciał, a może nie mógł. Nie wypuścił Jażdzewskiego? Tym gorzej dla Tuska, bo to by świadczyło tylko o tym, że Tusk nie jest w stanie zapanować nad najbliższym otoczeniem, że proste projekty, jak zorganizowanie odczytu, przekraczają jego możliwości organizacyjne, a to by z kolei oznaczało, że strateg z niego taki, jak z koziej d…trąba. Przyznaję szczerze, że mam o Tusku większe mniemanie, bo sądzę, że doskonale zdaje sobie sprawę, że kawa bez pracy ma sens, ale praca bez kawy, już nie.
Co więc sprawiło, że Tusk sięgnął po oręż antyklerykalizmu? Sądzę, że Tusk stracił kontakt z bazą. Oddalony od Polski, w wieży z kości słoniowej, w otoczeniu stali i szkła, w kręgu zlaicyzowanych Europejczyków uznał, że to dobry moment, by uderzyć i poruszyć z posad bryłę świata… starego świata, dla którego Kościół jest stabilnym fundamentem. Tymczasem ów stary świat, jak lis w potrzasku, odgryzł swoją własną łapę i pokazał Postępowi gest Kozakiewicza. Dlaczego tak się dzieje? Otóż Polacy, w swojej większości zadeklarowani katolicy, mają (tak to oceniam) zakodowany gen oporu wobec siły, która próbuje im coś narzucić, wbrew ich wewnętrznym przekonaniom. Polacy nie chodzą do kościoła dla księdza, ale dla Boga – słyszałem to zdanie wielokrotnie. Wierni, w dużej swojej części są nawet antyklerykalni, ale to wcale nie oznacza, że w niedziele nie pójdą na mszę świętą. Pójdą.
Polskich katolików bardzo dotknął film braci Siekierskich, poczuli się zdradzeni przez niektórych swoich pasterzy, wciekli na hierarchów, że dopuścili do sytuacji, w której wierni musieli wstydzić się za swój kościół, bronić go w tak szalenie trudnej sytuacji. Wierni świeccy musieli i muszą nieustannie sprzątać po niektórych biskupach, którzy (jak Donald Tusk) żyją w wieżach z kości słoniowej w jakimś irracjonalnym przeświadczeniu, że afera pedofilska nie dotknie polskiego kościoła. Dotknie, tylko w odróżnieniu od Irlandii czy też Stanów Zjednoczonych, jej skutki zostaną rozłoże na wiele lat, z przyczyn o których wspomniałem wyżej. Jednym słowem zamiatanie pod dywan wcale nam się nie przysłuży, a co jakiś czas będzie, na zasadzie kropli uderzającej w kamień, wynoszona na widok publiczny.
Tego wszystkie Donald Tusk nie zauważył, albo zauważył, ale źle zdiagnozował. W każdym bądź razie popłynął wraz z POKO, a konsekwencję dla dzisiejszej opozycji mogą być w jesiennych wyborach do parlamentu narodowego, opłakane.
Oby.
Konrad Dziecielski