Furia Macrona
24 września, 2019Prezydent Francji Emmanuel Macron przed obradami Zgromadzenia Ogólnego ONZ skierował do młodych ludzi z całej Europy apel. „Jeżeli chcecie protestować na rzecz zmian w podejściu do ochrony klimatu, jedźcie do Polski i przekonajcie tych, których ja przekonać do reform nie umiem” – relacjonuje jego słowa dziennik “Le Parisien”.
Rozumiem, chociaż nie popieram. Nie podzielam również opinii, że jak młodzi przyjadą, to zarobią na tym polskie hotele, restauracje i cały szereg usług związanych z obsługą przyjezdnych. Po pierwsze, młodzież (zasadniczo) nie ma (dużo) pieniędzy, a po wtóre łatwo ją „rozpalić”, tj. zachęcić do gwałtowniejszych wystąpień. Wówczas sektor usług, znajdujących się w pasie demonstracji, raczej traci niż zyskuje. Wyobraźmy sobie właśnie taką sytuację, toż to wówczas prezydent Macron rzucałby gromy na reżim, który pacyfikuje młodych, gniewnych, ale przecież występujących z szlachetnych pobudek demonstrantów! Za jednym ruchem Macron usiłuje skierować energię europejskiej młodzieży w stronę Polski, a jednocześnie chce odwrócić uwagę międzynarodowej opinii publicznej od gwałtownych zamieszek i brutalnego tłumienia protestów Żółtych Kamizelek. Przypomniała mi się historia z końcówki lat 80., kiedy to rzecznika rządu PRL wypytywano o różne defekty ustrojowe, ten opowiadał: W USA biją Murzynów (wówczas jeszcze nie było tam Afroamerykanów).
Czy taka próba zaproszenia młodzieży do Polski, wszak nie przez gospodarza, równa się zaproszeniu naszych kibiców do Francji, gdzie mogliby wesprzeć protest Żółtych Kamizelek? I czy nasi kibice otrzymają zapewnienie od władz francuskich, że zostaną potraktowani przez tamtejszą policję, jak pan Frasyniuk przez naszą? Bo jeżeli nie, to zalecałbym kibicom pozostanie w domach i ogląd sytuacji (z kuflem zimnego piwa na brzuchu) nad Sekwaną z perspektywy srebrnego ekranu. Dopingować można każdej ze stron, a to francuskiemu policjantowi okładającemu z widoczną pasją kobietę w żółtej kamizelce, a to francuskiej kobiecie okładającej w furii policjanta parasolką.
Domyślam się, że propozycja prezydenta Macrona w żaden sposób nie była konsultowana z naszą umiłowaną opozycją (bo i po co?), ale jest ona tak pro-europejska, że gdy tylko Paryż (i nie tylko) podniesie pistolet startowy, to konie w boksach już dostają gorączki na samą myśl, że za chwilę pogalopują. Najlepiej całą sytuacje spuentował mój serdeczny kolega, który ze stoickim spokojem oznajmił: „Czekaliśmy w 1939 r i nie przyszli. Teraz też nas tylko zwodzą”. Dodam jedynie, że kolega jest kibicem i już zacierał ręce na samą myśl o spotkaniu z francuskimi ekologami.
Henryk Piec