
Kto sieje wiatr, zbiera burzę
20 lutego, 2020
Do
napisania tego tekstu/komentarza skłoniła mnie wypowiedź Janusza
Korwin-Mikke (dalej: JKM). W zasadzie obiecałem sobie ograniczyć
odnoszenie się do wypowiedzi Pana Janusza jedynie do sporadycznych i
krótkich uwag w formie twitterowej. Wydaje mi się jednak, że w tym
wypadku jego słowa muszą być opatrzone komentarzem. W kontekście
dość napiętej sytuacji w regionie, istotnych przeformatowań ładu
światowego oraz napiętych stosunków na linii Warszawa-Bruksela nie
są one bowiem kolejnym wybrykiem JKM, ale mają swoją wagę i
ładunek niebezpieczeństwa.
Ale do rzeczy. Otóż na antenie
telewizji Polsat News, JKM raczył udzielić następującej
wypowiedzi: „Podarcie uchwały sędziów przez prezesa Macieja
Nawackiego świadczy o tym, że jedni sędziowie i drudzy sędziowie
wzajemnie się nie uznają. To
się musi skończyć wojną domową, nie ma innej możliwości „
i dalej: „Mam
nadzieję, że wojsko wyjdzie na ulice. Chciałbym puczu wojskowego,
nie ukrywam tego”.
Pierwsza część wypowiedzi, w której JKM wskazuje na to, że
konflikt w środowisku sędziowskim doszedł do ściany i osiągnął
stan maksymalnej eskalacji, nie budzi żadnych wątpliwości. Z taką
diagnozą w zasadzie każdy z nas się zgadza. Inna rzecz,
że reforma sądownictwa jest niezbędnie konieczna, a zachowanie
„nadzwyczajnej kasty”, która chciałaby stać ponad prawem,
ponad Konstytucją, ponad Sejmem i Senatem oraz ponad Prezydentem i
Rządem, tylko potwierdzają skrajny stan patologii jaki to
środowisko osiągnęło. Choć należy wskazać, że to tylko część
środowiska sędziowskiego i to mniejsza jego część. Może głośna
i krzykliwa, ale mniejsza. Nie chodzi jej o żadne dobro obywateli
czy systemu prawnego, ale o to, by to oni wybierali swojego na fotel
Pierwszego Prezesa SN (wybór w kwietniu) w celu zabezpieczenia
swoich ciemnych sprawek i przywilejów oraz o zniszczenie Izby
Dyscyplinarnej (skoro tak się jej boją to możemy sobie wyobrazić,
jakie rzeczy mają za uszami i na swoich nieczystych sumieniach).
Tyle, że niestety kolejny raz Zbigniew Ziobro i jego ekipa, na sali
operacyjnej gdzie leży owrzodzony pacjent w postaci polskiego
systemu prawnego i jego dziecko w postaci pokrytej czyrakami
„nadzwyczajnej kasty”, zamiast skalpela używa siekiery, maczety
i maczugi. Tam gdzie wymagana jest precyzyjna i skuteczna po wsze
czasy operacja na otwartym sercu z użyciem skalpela i lasera, on
wali na oślep narzędziami rzeźnickimi. I może nawet ta operacja
się uda, ale szanse, że pacjent zejdzie śmiertelnie są
wielokrotnie większe. Co więcej najprawdopodobniej po nieudanym
rąbaniu, zmęczony Pan Minister przypudruje pacjentowi rany
informując, że oto nowy, zdrowy organizm. I na tym się skończy.
No, ale to wyjdzie w praniu, bo lonty bomb w tej wojnie już zostały
odpalone.
Mnie jednak z wypowiedzi JKM interesuje prognozowanie,
że ta sytuacja musi skończyć się wojną domową, bo nie ma innego
wyjścia, że wojsko musi wyjść na ulice oraz że
życzyłby on sobie puczu wojskowego. A to są słowa mocne i
niebezpieczne, kiedy padną na podatny grunt. Myślę, że wysoce
nieodpowiedzialnym jest bawienie się nim w retorycznych kalamburach.
Oczywiście trzecie z tych stwierdzeń nie jest nowością. JKM już
wcześniej życzył sobie puczu czy wyprowadzania wojska na ulice.
Wydaje mi się, że jest to jeden z jego bardziej ulubionych sposobów
rozwiązywania sporów politycznych. I to jest smutne, gdyż tego
typu rozwiązania są ostatecznością i to w sprawach gardłowej
wagi. Co więcej nigdy nie są rozwiązaniem idealnym i zawsze
przynoszą cały szereg szkód. Ale skoro JKM uznaje za słuszne
wprowadzenie Stanu Wojennego w Polsce i chwali generała Wojciecha
Jaruzelskiego, to trudno się takim opiniom dziwić. Tyle, że tu nie
chodzi o JKM i jego poglądy, ale o ewentualne skutki takich
wypowiedzi.
Dziś mamy
bardzo niekomfortową sytuację. Z jednej strony wyraźnie następuje
eskalacja różnego rodzaju konfliktów w różnych częściach
świata, a światowe mocarstwa dokonują przedefiniowania aktualnego
porządku światowego. Co więcej znaczna część analityków i
ekspertów jasno wskazuje, że to nie może się skończyć
bezkonfliktowo. Wyraźnie widzimy wzrost napięcia na linii Polska –
Rosja. Putin zdefiniował Polskę jako istotną przeszkodę do
odbudowy dawnego imperium sowieckiego oraz w zapewnieniu sobie
przychylności tzw. Zachodu (to akurat wskazuje, że choć z bólem
to jednak wybijamy się na pewien poziom politycznej podmiotowości,
przynajmniej w perspektywie Europy Środkowo-Wschodniej; i teraz aż
się prosi o aktywizację naszych działań na Białorusi i w
Mołdawii, a nie udawanie, że nas to nie interesuje; Białoruś,
Ukraina, Mołdawia i Gruzja muszą być główną strefą polskiej
gry geopolitycznej – ale o tym może w innym felietonie). Wreszcie
wszczęta przez skrajnie nieodpowiedzialną „nadzwyczajną kastę”
rozróba w obronie własnych przywilejów, własnej bezkarności i
własnych stolców wepchnęła nas, przy udziale usłużnych
jurgieltników i donosicieli tylko dla niepoznaki nazywanych polskimi
europarlamentarzystami, w konflikt z organami UE (które notabene
przypisują sobie uprawnienia jakich nie dają im żadne zapisy
traktatowe, albo wręcz które odbierają im orzeczenia polskiego TK:
wyższość prawa polskiego nad unijnym). Tak więc mamy sytuację
wyjątkowo napiętą, w której wszelkie działania wewnętrzne winny
być prowadzone z rozwagą i ostrożnością. Wzywanie w takiej
sytuacji do destabilizacji, do puczu wojskowego, ogłaszanie
nieuchronności wybuchu wojny domowej, jak czyni to w swojej
wypowiedzi JKM, jest, delikatnie mówiąc niemądre i skrajnie
nieodpowiedzialne. Taka destabilizacja jest na rękę naszym wrogom i
przeciwnikom: putinowskiej Rosji oraz Niemcom, Francji (które
zresztą z dużą dozą miłości patrzą na Rosję), a także
brukselskim urzędnikom. Każda destabilizacja w Polsce może
powodować bardzo poważne konsekwencje. Rosja zawsze jest chętna do
pomocy zdestabilizowanemu krajowi w uspokojeniu sytuacji (Ukraina,
Gruzja, Naddniestrze) tyle, że później raczej nie bardzo chce
opuszczać „uratowany” kraj. Bruksela zaś także bardzo chętnie
by zobaczyła w Polsce chaos, który pozwoliłby nas ubezwłasnowolnić
i jako dziki, nieodpowiedzialny naród objąć stosowną kuratelą,
przy pełnej akceptacji widzących co się u nas dzieje innych
krajów.
Dlatego
wszelkie tego typu słowa i stwierdzenia, wszelkie rozróby
„nadzwyczajnej kasty”, która za swoje przywileje gotowa jest
zniszczyć własne państwo (niczym targowiczanie) są w moim
mniemaniu działaniem antypolskim. Pytanie tylko z czego wynikają. W
przypadku nadzwyczajnej kasty jest to jasne i już w tym tekście to
napisałem: prywata ponad wszystko. Ale w przypadku JKM jest to mniej
jasne. Opierając się na logice nasuwają się trzy wyjaśnienia:
albo realizacja wyznaczonego zadania, albo próba wybicia się samemu
na wygenerowanym chaosie i destabilizacji, albo wreszcie brak
mądrości połączona z chęcią zaistnienia medialnego, bez względu
na koszty i konsekwencje. Wszystkie one są mocno dyskredytujące
politycznie.
Bartosz Jóźwiak, prezes Unii Polityki Realnej