Migracyjny efekt motyla
29 lutego, 2020Problem migracji jest w ostatnich latach jednym z głównych tematów. Ten wywołany jedną głupią decyzją problem, urósł do gigantycznych rozmiarów, przynosząc Europie widmo zagłady (głównie w wymiarze kulturowym, religijnym, systemowym i cywilizacyjnym). Co gorsze, mimo pewnych refleksji jakie docierają do części europejskich decydentów w postaci powolnego rozumienia popełnionego błędu, nie potrafią znaleźć żadnej sensownej recepty. I to nie dlatego, że takiej recepty nie ma, ale dlatego, że jedyne, które są skuteczne, nie mieszczą się w ich zaczadzonych – różnego rodzaju lewackimi ideologiami – umysłach. Cierpią na tym także państwa graniczne UE, nie były bowiem winnymi tego błędu a stały się ofiarami bezmyślności innych, którym się wydaje, że mogą decydować w imieniu pozostałych państw. Takim krajem jest np. Grecja.
W ostatnich dniach rząd Grecji wycofał znaczną część specjalnych oddziałów policji z wysp na Morzu Egejskim, po starciach z miejscową ludnością protestującą przeciw budowie nowych obozów dla migrantów. Drugi dzień z rzędu na znak protestu zamknięte są sklepy i trwają demonstracje. To są właśnie efekty całej nieprzemyślnych decyzji. I to wcale nie te najgorsze. Wszak nikt mieszkańców Lesbos czy ogólnie Greków nie pytał o zdanie. Zafundowano im obecność migrantów i tyle! Migrantów niszczących ich kulturę, dokonujących pospolitych, często brutalnych przestępstw, wprowadzających atmosferę strachu i ciągłego niepokoju. Niepracujących, a oczekujących darmowych transferów socjalnych. Grecja ma wielki problem, bo wcześniej decydując się na wejście do strefy euro, stała się zakładnikiem Niemiec. A to właśnie Niemcy są sprawcami całego migracyjnego Armagedonu. To nie kto inny jak Angela Merkel swoim nieodpowiedzialnym działaniem i głupimi (trzeba to sobie jasno powiedzieć) decyzjami doprowadziła do ogólnoeuropejskiego kryzysu migracyjnego. Co więcej, w dalszych działaniach zmusiła też inne zależne od Niemiec kraje do partycypowania w opłakanych konsekwencjach swoich tragicznych decyzji. Skutkiem tego wszystkiego jest immanentny szantaż Recepa Erdoğana, który co i rusz żąda transferu kolejnych transz pieniędzy z unijnej kasy, strasząc, że jeśli ich nie otrzyma, to otworzy swoje granice dla rzesz koczujących na terytorium Turcji migrantów. Skutkiem są tabuny migrantów w krajach UE, rozboje, gwałty, napady, morderstwa, brutalne pobicia. Skutkiem jest islamizacja Europy i mnóstwo nigdzie nie rejestrowanych przybyszów, z których nie jeden, to docelowy terrorysta. To akty terrorystyczne i zniszczenie porządku wewnętrznego wielu krajów. To wreszcie początek niszczenia europejskiej cywilizacji. Cóż, Niemcy nie pierwszy raz przynoszą Europie, terror, strach, zniszczenie itp. Może warto wreszcie sobie to wbić do głowy i choć raz skutecznie oraz konsekwentnie podejść do sprawy Niemiec…
Problem migracji zafundowany Europejczykom przez nierozgarniętą panią Kanclerz, rozlał się po całej Europie. W zasadzie jeszcze tylko kraje Europy Środkowej się opierają. Tylko nie wiadomo jak długo, bo z otwartymi granicami strefy Schengen, to jest tylko kwestia czasu. Migracyjny efekt motyla stał się faktem i niestety staje się coraz bardziej poważny. Berliński ruch motylich skrzydeł w Grecji czy we Włoszech generuje tsunami. Oczywiście można temu jeszcze zapobiec. Można ten proces zatrzymać (co zaczynają rozumieć i realizować Włochy). Ale wymaga to postawienia szczelnej blokady na granicach UE, a szczególnie na Morzu Śródziemnym, gdzie trzeba zastosować wszelkie środki aby nikt nie był w stanie przedostać się drogą morską do Europy (a nawet jeśli śladowym ilościom się to uda, winni oni być natychmiast i bez dyskusji wydalania do kraju z którego wyruszyli). Trzeba postawić na migracyjny wariant zerowy. Ale to wymaga mężów stanu, a nie postmodernistycznych fircyków uformowanych w zgniliźnie kulturowo-moralnej lat 60-tych XX w. Trzeba wreszcie samodzielnych krajów, a nie bezwolnych lub ograniczonych w samostanowieniu niemieckich „kolonii”. Dziś nie czas na miłość i chore ideologie, ale na twardą politykę zamkniętych granic, stosowaną bez jakichkolwiek sentymentów! Bo walka toczy się nie od drobnostki, ale o przeżycie nas wszystkich. I tu niestety Grecy mają wielki problem. Muszą – moim zdaniem – stać się homeryckimi bohaterami spod Troi i rzucić wszystko na jedną szalę, zrzucając dotychczasowe więzy, albo „umierać, ale powoli”.
Bartosz Jóźwiak, prezes Unii Polityki Realnej