Irracjonalna taktyka

28 stycznia, 2020 0 przez Henryk Piec

W Chile grupa zamaskowanych feministek (chociaż nie wiem czy to określenie jest tutaj adekwatne) wywlekła księdza katolickiego z kościoła. Akt ten nie spotkał się żadną reakcją wiernych, którzy stali w ławkach sparaliżowani strachem (?) i biernie przyglądali się scenie. Ktoś może powiedzieć, to u nas nie może się zdarzyć. Oj, zażyło się i to nieraz. Mało kto już pamięta, że Roku Pańskiego (AD) 1564 Erazm Otwinowski wyrwał celebransowi monstrancję, rzucił ją na ziemię i podeptał. Swój czyn argumentował przekonaniem, że procesja „ubliżała Bogu”. Tak oto opisano owe wydarzenie:

 Otwinowski napadł znajomego sobie księdza celebranta podczas processyi na Boże Ciało w Lublinie i wrzeszczał na niego: „mówiłem ci już nieraz, że nie masz grzeszyć odbywaniem processyi; przyrzekłeś, że już tego nie zrobisz, a jesteś tak upartym, że znowu robisz… powiedzże mi zaraz Ojcze nasz”. Ksiądz się zmięszał, oddał monstrancyą innemu i mówił Ojcze nasz, a gdy przyszedł do słów: „któryś jest w niebiesiech”: „stój! zawołał Otwinowski, więc widzisz Bóg jest w niebiesiech, a nie w chlebie i w twojém pudełku” po czém z wściekłością porwał monstrancyą, rzucił o ziemię i podeptał. Lud nabożny, zgrozą przejęty, począł się ruszać, lecz Otwinowski uszedł do domu Piotra Suchodolskiego, wymknął się i uciekł z miasta”.

Tak więc nie kapłan a sam Bóg (w postaci chleba) został wówczas  obrażony!!! „Lud zaczął się ruszać” można przetłumaczyć, że uczestnicy procesji widząc czyn Otwinowskiego wzburzyli się, co mogło dla niego samego źle się skończyć, a ten widząc co się dzieje, uciekł do domu znajomego. Jak się sprawa zakończyła?  

„Pozwanego Otwinowskiego przed sąd sejmowy w Piotrkowie (roku 1565) bronił przyjaciel Rey z Nagłowic i dowodził, że jeżeli obżałowany dopuścił się obrazy Boga, to go sam Bóg z pewnością skarze, czy to piorunem, czy otworzeniem pod jego nogami przepaści, bo za krzywdę wyrządzoną Mojżeszowi ukarał Kora, Dathana i Abirona. Księdzu atoli obżałowany stłukł tylko szkiełko od monstrancyi i zniszczył kawałek opłatka, co razem dwóch groszy nie warto. Za rzecz tak drobną prawa polskie żadnéj kary nie przepisują”.

Król nakazał, aby Otwinowski nigdy więcej nie próbował powtarzać swojego czynu i sprawa rozeszła się po kościach. Wróćmy jednak do dnia dzisiejszego. W 2013 r. w centrum Sztuki Współczesnej wyświetlano pt. „Adoracja” (na stronach ministerstwa kultury „dzieło” nazywano „Adoracją Chrystusa”). Był to zapis dyplomu autora z 1993 roku. obraz przedstawiał nagiego mężczyznę, który ocierał się o naturalnej wielkości krucyfiks. Krzyż (średniowieczny zabytek ze zbiorów Muzeum Narodowego!) leża na podłodze, podczas gdy mężczyzna, eksponując genitalia, namiętnie przytulał się do figury Chrystusa.  I co się stało? Nic. Po tym całym zajściu nastąpiła cała seria wydarzeń, która uderzała w polskich katolików. Tylko w odróżnieniu zachowania poddanych Korony z XVI w.  obecni obywatele RP się nie „ruszają”, a król (czytaj: obecna władza)  niczego nie nakazują, co też ośmiela Postęp do przekraczania kolejnych granic. Przyjdzie taki dzień (obym był złym prorokiem), że i z polskich kościołów będą wywlekać kapłanów. Nadstawienie policzków, to irracjonalna taktyka.

Henryk Piec