Ideologia ważniejsza niż kryzys
15 kwietnia, 2020Kilka dni temu dotarła do nas wiadomość, że TSUE zdecydował o wydaniu zabezpieczenia, które wstrzymuje działalność Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego – wyłonionej w całości przez nową KRS. Zabezpieczenie wydano na wniosek Komisji Europejskiej, która w sprawie ID skierowała do Trybunału skargę, uznając działalność tej nowej Izby za niezgodną z prawem europejskim.
Takie orzeczenie nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. Od dawna wiadomo bowiem, że w UE, jak nigdzie indziej, do sądu (trybunału) nie idzie się po sprawiedliwość, ale po wyrok. A te wyroki nie mogą wszak godzić w ideologię wyznawaną przez mocodawców i kierownictwo UE. Nawet trybunały wiedzą, skąd płyną profity, pieniądze, etaty i kto trzyma rękę na regulatorze dopływu tychże fruktów. A więc wyrok był do przewidzenia. Istotne są jego konsekwencje, a te są tak naprawdę żadne. Bo po pierwsze wyrok ten odnosi się jedynie do jednego aspektu działania Izby Dyscyplinarnej, czyli do orzekania w sprawach dyscyplinarnych sędziów (innych nie dotyczy i tam może ta Izba orzekać nawet w mniemaniu TSUE), po drugie, TSUE wkroczył swoim orzeczenie w kompetencje zarezerwowane wyłącznie dla poszczególnych państw, które są gwarantowane traktatowo (dlatego nawet w tym zakresie, w jakim wydał zabezpieczenie nie jest to dla nas wyrok wiążący). Jest wiele przykładów na praktykę takiego pojmowania tej kwestii, jak choćby Niemcy, które jasno wskazują jak należy ustawiać hierarchię ważności i kompetencji prawa. Wreszcie po trzecie, idąc tym tropem, i nasz TK rozstrzygnie tą kwestię. A wyrok, jaki zostanie wydany nie jest trudny do przewidzenia i ten swoisty chocholi taniec będzie sobie trwał dalej. Tyle, że będzie się przenosił do coraz odleglejszych sal, gdzie coraz mniej będzie i tańczących i obserwujących. Ot, taka taneczna rutyna, podtrzymująca rytuały zastępcze w organizmach upadłych. Na Titanicu też muzyka grała do końca, Rzym też się bawił, kiedy padał pod ciosami najeźdźców, to i Europa odprawia bezwartościowe rytuały wokół ideologicznego bożka, kiedy walą się jej fundamenty i podstawy istnienia. Ważne, by nie dać się zwieść i obok tego tanecznego rytuału (wszak dla pozorów trzeba trochę podrygiwać, by kto inny nie przejął prowadzenia w tańcu) robić swoje, tak, aby z ewentualnego upadku UE wyjść z jak najmniejszymi stratami. Warto też wynieść z tej sytuacji nauczkę, by zadać kłam przysłowiu, że Polak mądry po szkodzie. Naukę, mówiącą, iż gdy się chce reformować tak drażliwe i delikatne organy państwa jak system wymiaru sprawiedliwości, to trzeba się do tego perfekcyjnie przygotować i robić to skalpelem, z precyzją świetnego chirurga, nie zaś wpadając do składu porcelany niczym pijany z siekierą i bejsbolem. UE to jedno, ale powiedzmy jasno, że sami sobie wiele z tych problemów sprokurowaliśmy swoją nonszalancją. I to sobie zapamiętajmy na przyszłość.
Kończąc, warto jednak wskazać także inny aspekt, który ta sprawa pokazuje we właściwym świetle. Europa jest na skraju gospodarczego Armagedonu. Poszczególne państwa, moim zdaniem, w sposób przyjmujący niekiedy (także i u nas) elementy psychozy, zwalczają koronawirusa, stosując metody, które w wielu przypadkach raczej zabiją pacjenta niż wirusa (grozi nam np. gospodarczy krach). Miotają się od skrajności do skrajności i ciągle ustami swoich ministrów mówią, że nic nie wiedzą. Ale jednak walczą z sytuacją, jakiej staliśmy się udziałowcami. Dostrzegają problem. Realna dyskusja dotyczy dziś bowiem tego, jak ograniczyć epidemię do kontrolowanych rozmiarów oraz, co szczególnie ważne, jak przy tym ponieść jak najmniejsze straty gospodarcze, gdyż ich skala to dopiero będzie faktyczny efekt całej tej epidemii. I ten efekt dopiero pokażę skalę faktycznych ofiar. A UE w tym czasie nadal zajmuje się umacnianiem jedynie słusznej ideologii i eskalacją walki na froncie ideologicznym, gdzie w sposób absurdalny próbuje się zwalczyć wszelkich krytyków jedynie słusznej linii. Świat się wali, a oni ciągle rozprawiają o wyższości mycia rąk nad myciem nóg.
Bartosz Józwiak, prezes Unii Polityki Realnej