Wybory, koronawirus i hipokryzja opozycji
22 kwietnia, 2020Już drugi miesiąc mamy w Polsce ograniczenia z powodu epidemii koronoawirusa. W Polsce zachorowań i zgonów jest mało, niemniej wirus ten jest bardzo zaraźliwy, toteż nic dziwnego, że ludzie po prostu się boją. I na tym strachu żerują politycy opozycji. I ujawniają hipokryzję w pełnym blasku medialnych jupiterów. W każdej telewizji. A w telewizji wiodącej prywatnej, hipokryzja jest taka, że osiąga już nomen omen, stan pandemiczny.
Dlaczego tak się dzieje? Skąd tak obfity wysyp tej brzydkiej strony ludzkiej natury?
Otóż tak się składa, że w maju mamy wybory prezydenckie. A kandydatka głównej partii opozycyjnej dołuje w sondażach. I zanosi się na to, że główna partia opozycyjna przegra te wybory sromotnie. Nie tylko z urzędującym prezydentem, ale również ze swoim dawnym koalicjantem, którego lekce sobie ważyła. I zaprzęgała do brudnej roboty. Tak było na przykład z wiekiem emerytalnym w czasie, gdy rządziła koalicja PO/PSL. W swoim programie Platforma nic nie mówiła o podniesieniu wieku emerytalnego. Ale D. Tusk chciał się przypodobać w Brukseli (a może swojej protektorce w Berlinie?). I wymyślił, że trzeba wydłużyć wiek emerytalny. Dla mężczyzn niewiele, bo tylko o dwa lata. Ale dla kobiet aż o lat siedem. Siedem lat dłużej pracować, a jak nie ma pracy, to być na bezrobociu to nie przelewki. I kto tę brudną robotę wykonał? Ano ów koalicjant, który w wyścigu do najwyższego urzędu w państwie, przegonił kandydatkę, swojego niegdyś starszego brata koalicjanta. Kandydatka w sondażach ma coraz mniej, a tu wybory za pasem.
No nie, w takim razie nie można dopuścić do tego, aby wybory się odbyły. No dobrze, ale przecież nie można się przyznać do tego, że wybory nie mogą się odbyć, bo kandydatka głównej partii opozycyjnej, nie sprostała postawionemu zadaniu. I w każdym publicznym wystąpieniu, kompromitacja goni kompromitację.
Ale od czego jest hipokryzja? Życie i zdrowie Polaków jest najważniejsze, rozlega się wołanie polityków głównej (jak na razie) partii opozycyjnej w każdym miejscu i o każdej porze. A w wiodącej telewizji prywatnej, szczególnie mocno. Bo spotęgowane, gorącą empatią bezstronnych i obiektywnych dziennikarzy tej telewizji, dla tych polityków.
A jak się ma to wołanie do stanu rzeczywistego zagrożenia? Przecież w Polsce, zarówno ilość zakażonych jak i ilość zgonów mieści się wśród wartości najniższych w Europie.
W Polsce robi się za mało testów – rozlega się kolejne wołanie. Zero testów = zero zachorowań na covid-19, dokładają co bardziej zapalczywi, aby tym ‘logicznym’ stwierdzeniem, dobić całkowicie nie do końca przekonanych oponentów.
No, dobra, zróbmy więc rozbiór logiczny tego twierdzenia. W tym celu razie odwróćmy twierdzenie ‘zero testów = zero zachorowań’. I wtedy otrzymamy twierdzenie następujące: ‘dużo testów = dużo zachorowań’. Czyli stan, który jakoby naprawdę istnieje w Polsce, jeżeli chodzi o ilość zakażeń. O czym święcie jest przekonana opozycja i jej zwolennicy. W takim razie wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację, że w Polsce nie ma zakażonych. Czy wtedy ilość zakażonych będzie zależała od ilości testów? Chyba jednak nie. Możemy przetestować wszystkich mieszkańców Polski i liczba zakażonych będzie wynosić zero. Myślę, że nawet bezstronni dziennikarze z wiodącej telewizji prywatnej temu nie zaprzeczą.
W związku z tym prawdziwe jest jedynie zdanie następujące: “ilość ujawnionych zakażeń zależy od ilości zakażonych i ilości przeprowadzonych testów”. Idźmy wiec dalej w tym tropem. Ile jest przeprowadzanych testów w Polsce to wiemy. Natomiast ilu jest zakażonych tego nie wiemy. Żeby o tym się dowiedzieć, trzeba by było przebadać całą ludność w Polsce. Ale skutkiem tego badania będzie tylko to, że będziemy wiedzieli, ile jest zakażonych w danym dniu. A jaka jest wartość tej informacji? Żadna! Bo następnego dnia będzie ich więcej albo mniej. Czyli znowu, trzeba by było robić takie badanie dla wszystkich, codziennie albo co drugi dzień. A to jest fizycznie niemożliwe. Nie mówiąc o kosztach takiego codziennego testowania całej ludności Polski.
Niemniej wiarygodny test ilości zakażonych jest. Takim wiarygodnym testem jest ilość zgonów z powodu koronawirusa. Otóż współczynnik śmiertelności wśród zakażonych – choć nie jest dokładnie znany – to jednak jest wartością stałą. Śmiertelność wśród zakażonych ludzi nie zależy od narodowości. Z tego wynika oczywisty wniosek. Mało zgonów – oznacza mało zakażonych, dużo zgonów – oznacza dużo zakażonych. Tego ‘testu’ nie da się ani oszukać, ani też zmanipulować.
U nas w Polsce jest mało zgonów na covid-19. Zdecydowanie mniej niż we Włoszech, Hiszpani, Francji i Niemczech. Co oznacza, że zakażonych też jest mało. Co również potwierdzają przeprowadzane testy medyczne.
Z czego morał tej notki jest następujący. Wśród naszej (kochanej?) opozycji, hipokryzji jest dużo, ale logicznego myślenia, niestety brakuje.
Tadeusz Hatalski