Jarosław Antoni Jarosław

7 maja, 2020 0 przez Redakcja

Wspólne oświadczenie Kaczyńskiego z Gowinem w sprawach w zasadzie wszystkich, bo  kształtujących długofalowy pejzaż polskiej polityki, gospodarki oraz życia społecznego pozbawione jest z przyczyn oczywistych trzeciego podpisu. Antoni Macierewicz, który uczestniczył obok premiera we wczorajszym przełomowym spotkaniu stron, może być ojcem sukcesu tego małego kroku o kapitalnym znaczeniu.

Jeśli prezes PIS miałby komuś ufać niemal bezgranicznie, to jednym z nielicznych powinien być właśnie twórca słynnej listy kapusiów PRL-u z roku 1991.  Że do rozliczenia układu Magdalenki wtedy nie doszło, to min. za sprawą dowódcy Jednostek Nadwiślańskich, gen. Edwarda Wejnera z Gdańska, jednoznacznie utożsamianego z okrutnym komunistycznym WSW, który odmówił wtedy izolowania m.in. Wałęsy.

Nie dziwi więc, że potem, w roku 2006 był Macierewicz likwidatorem WSI, czyli tajnych służb popeerlowskiego wojska. Stąd jego pojawienie się w roli ministra resortu obrony narodowej w 2015, pozbawiło oddechu spore grono tego środowiska. Wymiana na Błaszczaka po kolejnym konflikcie z pałacem prezydenckim była krokiem do tyłu tylko dla uspokojenia i pozyskania w kolejnych wyborach elektoratu służb mundurowych z rodzinami oraz lizakiem dla niedoświadczonego, rozkapryszonego Andrzeja Dudy. 

Dla znających specyfikę tzw. resortów siłowych było i jest oczywiste, że Macierewicz miał rację min. twierdząc, że wokół głowy państwa aż roi się od ludzi, których z zasady i idei nigdy nie powinno tam być.  Smutna prawda publicznie pękła nawet w kampanii wyborczej, aferami z Turczynowicz-Kieryłło, Kurskim czy teraz z Gowinem.  Kaczyński rękami starej gwardii bez kłopotu sobie i z tymi poradził, o co nie trudno, gdy samemu się kreuje strategiczne zdarzenia.  Macierewicz w tym wszystkim jest co najmniej tak dobrze poinformowany jak minister Kamiński z tą przewagą, że posiada niewygodną wiedzę niemal organoleptyczną na każdego, kto znaczy cokolwiek w życiu publicznym przed i po roku 1989. 

Jeśli prezes Kaczyński miał w planie wygrać wybory prezydenckie w swoim stylu, to tak, aby po nich meblować salony pałacu Namiestnikowskiego według własnego uznania, a nie człowieka, który w wielkiej polityce może dopiero nabrać rozpędu. Stąd Gowina taniec jak z przypalonymi stopami, bo w misji wyborów za dwa lata szedł w przekonaniu, że potem on tam będzie zamiatał po Dudzie.  Tymczasem wiele wskazuje, że Jarosław Kaczyński już dawno kieruje spojrzenie na młodego Bosaka, który daje PiS-owi zastępy młodej i niezdemoralizowanej władzą prawicy. Pokolenie dwudziesto- i trzydziestolatków wcale nie uważa Macierewicza za oszołoma. Raczej docenia jego źle pojmowaną bezkompromisowość wypracowaną latami walki. I Bosak, podobnie jak Gowin już wie, że gdy do naczelnika dołącza Antoni, kończą się żarty, zaczyna trampolina.

Krzysztof Mielewczyk