Kali ukraść krowę

5 listopada, 2020 0 przez Henryk Piec

Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz wydał oświadczenie, w którym podkreślił, że wyraża “zdecydowany sprzeciw wobec prób zastraszania nauczycieli i dyrektorów, jakimi są wypowiedzi i wpisy przedstawicieli Ministerstwa Edukacji Narodowej, a także niektórych kuratorów oświaty dotyczące ograniczania praw obywatelskich”. A o co chodzi? Otóż do Ministerstwa Edukacji Narodowej dotarły sygnały, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach. “Naszym obowiązkiem jest natychmiastowa reakcja na takie informacje. Zgodnie z zapowiedzią poprosiliśmy kuratorów oświaty o sprawdzenie, czy takie sytuacje miały miejsce w ich regionie i jaka była na nie reakcja dyrektorów szkół” – napisała rzeczniczka prasowa resortu Anna Ostrowska.

Tak więc – w dużym skrócie – sytuacja ma się tak, że ministerstwo powzięło informacje, iż nauczyciele uprawiali agitację polityczną na terenie szkół, a postkomunistyczny ZNP z tow. Broniarzem na czele uznał, że jak „Kali ukraść krowę, to być dobrze, ale jak Kalemu ukraść krowę, to być wyraźnie źle”.  Załóżmy, że nauczyciele nie agitowali…to przecież nie ma żadnej sprawy. Powiedziałbym, że pozamiatane jest u samego źródła. Kuratorzy wyślą do ministerstwa puste koperty. Co jednak jeżeli okaże się, że nauczyciele agitowali swoich wychowanków? Można przyjąć – co zresztą lewica czyni namiętnie – że mamy do czynienia z agitacją (można tutaj podstawić każde inne pojęcie np. dyskryminacja) pozytywną i negatywną.  Agitacja pozytywna to taka, gdy nauczyciel mówi: „Zwalniam was z dwóch ostatnich lekcji, weźcie czarne parasolki i idzie na marsz!”.  Mógłby dodać jeszcze: „Idźcie z Panem Bogiem”, ale to właśnie byłaby agitacja negatywna, na którą w polskiej szkole nie może być w żadnym przypadku przyzwolenia.  Proszę mi wierzyć, nie spisałem tego przypadku z sufitu, przekazała mi to moja latorośl, która to jeszcze wówczas gimnastykowała się w liceum.

Nie jest przecież żadną tajemnicą, że wielu nauczycieli posiada zacięcie lewicowe/liberalne i gotowe jest puścić swoich wychowanków na jakąś chwalebną „wojnę”, byleby po drugie stronie stał człowiek z koloratką, a więc jakiś czarny siepacz.  Nie odmawiam nauczycielom prawa do posiadania poglądów, nawet najgłupszych. Natomiast jeżeli wysyłam swoje dziecko do szkoły, to nie życzę sobie, by nauczyciel (na lekcjach) mówił o tym, że za 15 minut będzie demonstracja Konfederatów i on ich zwalnia, bo uważa, że postulaty Konfederacji są jak najbardziej słuszne. Jeżeli nauczyciel coś takiego zrobił, to nie ma dla niego miejsca w szkole, bo szkoła jest miejscem do przekazywania wiedzy, a nie agitacji.

Aż trudno mi sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby uczeń przebywający na takim nauczycielskim „zwolnieniu”  doznał jakiegoś urazu? A o uraz na zbiegowiskach nie jest trudno. Wszak policja rwie się do pałki jak – nie przymierzając – panna Wandzia do tańca na rurze. Chciałem napisać jeszcze o tych wirusach, które krążą wokół protestujących, ale jeden z lekarzy wyjaśnił, że na protestach z błyskawicami nie krążą, ale na cmentarzach – jak najbardziej. Naprawdę tak powiedział. Nic nie zmyślam.

Nie ma co tu dużo udawać, że min. Czarnek oprawcą jest i basta. Co innego tow. Broniarz, to dopiero postęp w całej okazałości, człowiek postępujący w blasku nowoczesności, bez którego rozwój socjalizmu miałby się dużo, dużo gorzej.

Henryk Piec