Lewica będzie broniła szkoły jak niepodległości!

18 stycznia, 2022 0 przez Henryk Piec

W telewizji, która nadaje cała prawdę, cała dobę – nieustający szturm na Przemysława  Czarnka, ministra edukacji i nauki. Wszelkiej maści autorytety biją w ministra, jak w – przysłowiowy – bęben. Cud, że człowiek trzyma się jeszcze na nogach! Zarzut!? Minister chce ideologizować szkołę, nie oczywiście jedną, ale wszystkie.

Oskarżenia mają wagę ciężką. Wszak do tej pory szkoła była wolna od ideologii, a teraz będzie zmierzać prostą drogą ku przepaści – zdają się twierdzić adwersarze ministra. Rozumowanie tyle proste, co głupie. Popatrzmy na szkołę sprzed ministra Czarnka. Nauczycielka na profilu społecznościowym (na tym samym, na którym cenzura szaleje jak za PRL-u), w czasie tzw. Strajku Kobiet,  zamieszcza grafikę, na którym delikatna kobieca ręka wyhaftowała  jakże proste i głębokie w swoje treści hasło: „Wype…ć!”. Ktoś powie, że przecież Nauczycielka zrobiła to w czasie prywatnym i na prywatnym koncie. Czy to oznacza, że nauczycielka może uczyć np. etyki, a po godzinach pracy uprawiać najstarszy zawód świata? Zmierzam do tego, że szkoła przed ministrem Czarnkiem była zideologizowana, bo środowisko nauczycielskie  – w swej masie  – jest na wskroś lewicowe. Na ścianach większości szkół wiszą krzyże, a panie nauczycielski przychodziły do pracy ubrane na czarno!  Zwalniały uczniów z lekcji, by mogli uczestniczyć w manifestacjach, na których tak pięknie wyhaftowane hasło było w użyciu powszechnym! Cały ten spór sprowadza się do konceptu, że raz zideologizowanej szkoły nie damy sobie odbić za żadne skarby! Ten taniec już widzieliśmy, gdy ministrem edukacji i nauki był… obecny adwokat Roman Giertych. Pamiętacie hasło: „Giertych do wora, a wór do jeziora”? Ja pamiętam. Na całe szczęcie minister Giertych w porę przeszedł na jasną stronę stacji, co to nadaję całą prawdę, całą dobę i wór jest już niepotrzebny. Przynajmniej nie na niego. I o to idzie gra czy dzieci będą haftowały wulgaryzmy uznając to za szczyt dobrych manier i czy będą mówiły „dzień dobry” osobnikom wtykającym biało-czerwoną w psie kupy! Moim zdaniem nie powinny, ale ja jestem wyjątkowo nietolerancyjny.

Franciszek Starowieyski, malarz już niestety nieżyjący, opowiadał jak to przed wojną uczył się w gimnazjum. I szło to – mniej więcej – tak: Mieliśmy po 10 lat, takie szczawiki, które jeszcze mleko miały pod nosami. Korytarzami gimnazjum przechadzali panowie profesorowie, starsi siwi, przygarbieni, już w okularach.  Oczywiście my do nich: „Dzień dobry panowie profesorowie!”. Oni nam odpowiadali: „Dzień dobry panom”. Musieliśmy szybko dorastać do tych „panów”, bo jak tu można zachowywać się jak szczeniak, gdy profesor witał się  z tobą „per pan”.    

Henryk Piec