Pax germanica!

3 lutego, 2022 0 przez Witold Kowalski

Wydarzenia na Żmudzi A.D. 1418 wbiły Polakom na zawsze świadomość, na czym polega ten pax germanica. Do dziś, po tylu latach, pamiętamy pierwszą zasadę europeizacji po krzyżacku: Mieczem! – czyli na chama i gwałtem.

W kilkanaście lat po niby-pogańskim niby-powstaniu na Żmudzi, niezrażony niczym Zakon pouczał, ustami swego rzecznika, nowego już papieża, by ten wiedział, komu i czemu chrześcijańska Europa zawdzięcza tak bezprzykładne rozszerzenie swych granic na Wschód od Neumarku (Nowej Marchii): Nie chwaląc się, to Zakon nawrócił swym mieczem [„gladio suo”] całe Prusy … zaś Polskę otoczył opieką, by jej poganie doszczętnie nie roznieśli … To przez miecz Zakonu [‘per ordinis gladium”] na ziemiach Litwy wyznaje się wiarę katolicką, o czym wie świat cały! … Przeto polecam Zakon Waszej Świątobliwości.

Ludobójcze marzenia o wymordowaniu całego narodu Polaków jeszcze niedawno snute przez Johannesa Falkenberga nieco wtedy przycichły, ale wiara w oczyszczającą siłę morderczej przemocy („miecza”) trwała u Niemców w najlepsze. Ta wiara będzie się przewijać przez wszystkie wieki germańskiej ideologii w Europie. Nigdy nie zrezygnowali oni z tej zasady; jej dosadną, niemal nam współczesną odmianą był los Słowian w II wojnie światowej. Można wręcz sformułować (i bez większego trudu obronić) tezę, że to właśnie różnica pomiędzy zmianą społeczną dobrowolną (po polsku), a przymusową (po niemiecku) jest tą przepaścią, która od wieków odgranicza cywilizację polską od niemieckiej. Wbrew pozorom wytwarzanym przez współczesne nam poplątanie pojęć, tak dziś jawne germańskie narzucanie Europie zalewu islamskiego jest wciąż kontynuacją ich odwiecznej polityki wymachiwania morderczym mieczem i równoległego szukania sojuszu z Moskwą (choć nie odzwierciedla tej prawdy narzucona nam przez ogłupione media papka narracyjna).    

Podobnie mają się rzeczy w kwestiach gospodarczych, monetarnych i fiskalnych; warto przy okazji przypomnieć bardzo znamienny (choć dziś całkiem zapomniany) fakt historyczny, że wprowadzając „polskie” chrześcijaństwo Jagiełło i Witold musieli szeroko rozgłaszać, uspokajać i przekonywać Żmudzinów, iż odtąd zniesiony zostaje wprowadzony uprzednio wśród nich przez Krzyżaków bezwzględny monopol gospodarczy. Na znak swych dobrych intencji Jagiełło i Witold rozdawali wśród konwertytów – płótno! I to, ma się rozumieć, za darmo. Działo się tak dlatego, że uprzednio Zakon, wprowadzając swe rządy, zabronił Żmudzinkom noszenia własnych strojów lecz narzucił im noszenie ubrań skrojonych z nowowprowadzonej „zakonnej” tkaniny i to wyłącznie nabytej w „sklepach” kontrolowanych przez mnichów! W ten sposób (zawsze pilnujący rubryki „ma” w swych księgach rachunkowych) ściągał wycwaniony Zakon ze Żmudzi swoisty podatek za wprowadzenie tam chrześcijaństwa na siłę oraz narzucił „swoją” tkaninę, jako środek wymiany towarowej (pieniądz), wypierając tradycyjne, „miejscowe” płótno.

Ta fiskalna strona operacji Zakonu miała charakter niedosłowny, niemniej bynajmniej nie symboliczny: kontrolowane przez Zakon tkalnie stały się równocześnie jego mennicami, w ostatecznym rachunku pomnażając chciwym pobożnisiom zasoby nie płóciennej bynajmniej, lecz całkiem konkretnie brzęczącej – monety…    Mikołaj Kopernik, analizując, w jakieś sto lat po chrzcie Żmudzi, system monetarny obowiązujący na byłych ziemiach Zakonu Krzyżackiego, zupełnie niestety pominął ów niemal już papierowy (choć trwalszy, bo włókienny – zupełnie jak „najnowocześniejszy” dzisiejszy!) pieniądz narzucony na jakiś czas Żmudzi.

Pominął też Kopernik znane już w Europie od około trzech wieków uwagi Marco Polo o włókiennym pieniądzu będącym od dłuższego już czasu w obiegu w Chinach. Pominął, niestety, także ogromne doświadczenie osobiste, które zdobył, gdy – jako przedstawiciel kapituły biskupstwa warmińskiego – sprowadzał nowych osadników z Mazowsza (zwanych Mazurami) na opustoszałe po wojnach krzyżackich ziemie Warmii.  W tej roli, podpisał Kopernik setki umów z nowymi osadnikami, oferując im ziemię, narzędzia pracy i długie lata zwolnienia od powinności podatkowych, w zamian za doprowadzenie otrzymanego areału do stanu urodzaju. Innymi słowy: był Kopernik i świadkiem, i sprawcą faktycznej wymiany całkiem sporych wartości, gdzie obrót odbywał się na zasadzie wzajemnego zaufania, i za wyłączeniem pieniądza w formie monety.

Gdy jednak przyszło do analizy systemu wymiany wartości, Kopernik popełnił podstawowy błąd zawężając krąg swych obserwacji tylko do obiegu monet. Jak na uczonego kierującego się w swych rozważaniach empirią (własną bowiem osobą chadzał na rynek by zobaczyć, jak system działa w praktyce; także przeprowadził był sumienną kwerendę po-krzyżackich żmudzkich i pruskich źródeł archiwalnych), ograniczając swe doświadczenia do obserwacji rynku „oficjalnego” i wyłączając ze swych rozważań pieniądz o zerowej zawartości metalu (czyli właśnie choćby płócienny czy też ten bardziej ezoteryczny, ulotny, zawiadujący wymianą z mazurskimi osadnikami) Kopernik przegapił okazję, aby stworzyć teorię pieniądza oderwaną od (za)wartości metali szlachetnych. Zamiast więc stworzyć Ogólną Teorię Pieniądza (co jak najbardziej było w zasięgu jego geniuszu), wypracował Kopernik tylko Szczególną Teorię Kruszcu w Pieniądzu, znaną później jako teza (teoremat) o wypieraniu „dobrego” pieniądza przez „gorszy”.    

Jak to dzisiaj wiadomo, metale szlachetne nie są wytworzone na Ziemi, lecz „w Niebie” – są pochodną rozpadu niektórych, wybranych – co „szlachetniejszych” acz już nieistniejących, gwiazd (w Niebie nie ma równości ani materialnego życia wiecznego, to pewne!). Takich gwiazd – martwych już wybrańców Niebios – jest o wiele więcej niż kiedykolwiek żyło na Ziemi ludzi. W nagrodę za umiejętność wytwarzania metali szlachetnych spotyka te gwiazdy nagroda: otrzymują piękną, spektakularną śmierć przepoczwarzając się w Supernovą i dając życie nowym planetom, takim choćby jak Ziemia. Być może ekonomiczną intuicję Kopernika sprowadziła na manowce myślenia o metalach jego wszechogarniająca pasja do badania zasad współistnienia nie ludzi, lecz gwiazd? W jego czasach,całe gromady cwanych wydrwigroszy (dziś by się rzekło: uczonych „ekspertów”, naukowców) mamiły władców i bogaczy wizją przemiany byle czego w złoto. Może to kosmologiczna intuicja podpowiadała Kopernikowi, że ten kruszec nie w ziemi ma początek, lecz w niebie?     

Z pracy Kopernika wiemy, że wymieniany tu uprzednio Michał Kuchmeister próbował – jako Wielki Mistrz Zakonu – bez większego wszak szczęścia przeciwstawiać się psuciu monety w Prusach (a więc przez pewien czas i na Żmudzi). Jakieś trzy wieki później Fryderyk (nazwany za to potem przez Niemców Wielkim), najwyraźniej uważny uczeń à rebours Kopernika i Kuchmeistra, z całą prusacką bezczelnością psuł obowiązującą w Rzeczypospolitej dobrą monetę zalewając nasz kraj wyprodukowaną u siebie byle jaką sieczką monetarną – toż w porównaniu z butnym międzynarodowym przestępcą, fałszerzem Fryderykiem, troskliwy acz zachłanny reformator Kuchmeister jawi się nam jako jakiś średniowieczny benefaktor Żmudzi… Fryderyk zaś po dziś dzień przedstawiany jest jako niemal ideał świadomego Europejczyka.     Drżyjcie państwa i narody, które do dziś obstajecie przy siermiężnym płótnie (w Polsce – całkiem złotym!) i nie wprowadziłyście u siebie, „lepiej utkanego” w germańskiej mennicy, Euro!

Witold Kowalski