Pojednanie w zasięgu ręki?
5 marca, 2022Opowiem historię, która się wydarzyła, a której mogło nie być, gdyby elity Polski i Ukrainy stanęły na wysokości zadania. Niestety, nie stanęły. Otóż nasz redakcyjny kolega, fotoreporter Robert Kwiatek, jest obecnie w Ukrainie. Robi to co umie najlepiej – zdjęcia. Wśród szeregu fotografii znalazło się jedno, na którym widać powiewającą czerwono-czarną. Ci, którzy interesują historią wiedzą, że na zdjęciu widzimy flagę UPA. I się zaczęło…Po co, dlaczego, jak można było? Otóż chcę stanąć w obronie Roberta i w ogóle wszystkich fotoreporterów – oni nie są cenzorami. Opisują świat taki jaki jest: tu i teraz. Fotoreporter nie może ingerować w rzeczywistość, którą opisuje zdjęciem. Jeżeli to robi – przestaje być bezstronnym świadkiem, opowiada się za czymś lub przeciwko czemuś.
I teraz wracam do meritum tego felietonu. Pomimo powszechnego poruszania, narodowej gorączki, by w jakikolwiek sposób pomóc Ukraińcom w potrzebnie, pojawia się sygnał, że jest jakiś poważny problem, że „rana” z przeszłości co jakiś czas się otwiera i daje o sobie znać. Bo historia nigdy nie umiera. Gdy zakończę ten felieton, on także stanie się częścią historii. Jedna z moich przesympatycznych znajomych, kilka dni temu – czasie gorącej dyskusji dotyczącej wydarzeń na Ukrainie – powiedziała, że właśnie teraz mamy niepowtarzalną szansę, by zakopać dzielące nas rowy, by się porozumieć i pojednać nad grobami naszych przodków. Daj Panie Boże! Z czego całego serca życzę i nam i Ukraińcom.
Dlaczego nie załatwiliśmy tej sprawy wcześniej? Dlaczego o takiej możliwości rozmawiamy dopiero teraz, gdy Rosjanie trzymają pistolet przy głowie Ukraińców, a także i przy naszej? Chcę wszystkim pięknoduchom powiedzieć, że nie uważam Rosjan za szaleńców. Sądzę, że doskonale wiedzą, że ta „mina” jest i czeka na uaktywnienie. I to oni mają detonator w ręku. Ale do tanga trzeba dwojga. Gdy ok. 15 temu (przepraszam, że nie pamiętam dokładnej daty) poseł Dorota Arciszewska-Mielewczyk zaapelowała do ukraińskich intelektualistów o rzeczową dyskusję nad Rzezią Wołyńską – pies z kulawą nogą nie odpowiedział. Cisza, jak makiem zasiał. Dzisiaj wiadomo…nie czas, nie pora, są rzeczy ważniejsze.
Ktoś może powiedzieć, że autor niniejszego felietonu gra na jedną nutę z kremlowską propagandą i jest typową „ruską onucą”, a ja twierdzę, że zauważam „ruską onucę” na nodze tych wszystkich, którzy przez ostanie 30 lat nie potrafili, nie umieli lub nie chcieli tej sprawy załatwić. W ten sposób zostawili detonator w ręku Putina, czy innego KGB-isty, który w każdym momencie, kiedy tylko uzna to za stosowne, ożywi demony z przeszłości.
Czego byśmy sobie życzyli? Niewiele, a może…zbyt wiele: ekshumacji ciał pomordowanych Polaków i pochowania ich w poświęconej ziemi. Chodzi o to, by kolejny prezydent RP nie musiał składać wieńca w szczerym polu, gdzie wiemy, że znajduje się zbiorowa mogiła naszych rodaków, ale nie ma tam żadnej informacji. Nie chcemy żadnego zadośćuczynienia, postawcie jedynie krzyże na naszych cmentarzach…Czy to prośba zbyt wygórowana?
Konrad Dziecielski