Refleksje o klęsce wrześniowej
13 marca, 2019Refleksje o klęsce wrześniowej
W roku obchodów stulecia odzyskania przez Polskę niepodległego państwa, warto nie ograniczać się jedynie do przypominania, jakie działania, czynniki i okoliczności przyczyniły się do przezwyciężenia skutków trzech rozbiorów. Warto pochylić się również nad problemem utraty przez nas własnego państwa po zaledwie około dwudziestu latach, jakie upłynęły między I i II wojną światową. Na przestrzeni zaledwie stu lat nasza sytuacja ulegała dynamicznym przemianom. Polska była jednym z beneficjentów pierwszego konfliktu światowego, natomiast w 1939 roku postawa naszego rządu, wspieranego przez zdecydowaną większość narodu, doprowadziła do wybuchu konfliktu na skalę światową. W tej drugiej światowej wojnie agresorem były Niemcy hitlerowskie, a nam przypadła rola ofiary potraktowanej w szczególnie brutalny sposób. Długofalowym skutkiem II wojny światowej było zaprowadzenie w Polsce komunizmu i zainstalowanie rządów narzuconej nam elity, której potomkowie – co trzeba przypominać – do dzisiaj odgrywają ważną rolę w życiu publicznym.
Dopiero w 1989 roku, czyli niecałe trzydzieści lat wstecz, udało się nam, Polakom, uwolnić z kleszczy systemu jałtańskiego, dzielącego Europę (i nie tylko) na dwie części. Reasumując, doświadczyliśmy półwiecza zniewolenia, będącego skutkiem wyboru, jakiego dokonaliśmy w 1939 roku. Dlatego wspomnienie o kampanii polskiej w 1939 roku jest czymś więcej niż przypominanie okresu chwalebnej walki stoczonej w obronie Polski i cywilizacji. Trzeba zrozumieć co się wówczas wydarzyło, chociażby po to, by nie powtarzać ówczesnych błędów, które przyniosły (i mogą przynieść w przyszłości!) skutki tragiczne dla nas, Polaków.
W dniu 1 września 1939 roku Polska stanęła w obliczu ataku niemieckiego, ponieważ nie zgodziliśmy się na ustępstwa wobec żądań Berlina i nie przyjęliśmy oferowanego nam sojuszu z Niemcami, skierowanego przeciwko Rosji sowieckiej. Zamiast tego, wybraliśmy antyniemiecki sojusz z Francją i Wielką Brytanią. Zdecydowaliśmy się na taki kierunek naszej polityki, zachęceni ofertą, jaką złożył nam Londyn, stolica największego ówczesnego mocarstwa światowego. Za tę postawę zapłaciliśmy straszliwą cenę. Było, niestety, trochę racji w propagandowych plakatach rozwieszanych przez Niemców po upadku Polski, zniszczeniach wojennych i walce, w której śmierć poniosło kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Chodzi o słynne plakaty ukazujące zniszczoną Polskę z napisem: „Anglio, Twoje dzieło”. Poszliśmy na wojnę niedozbrojeni i nieprzygotowani, licząc na wsparcie ze strony mocarstw zachodnich. Alianci wprawdzie wypowiedzieli Niemcom wojnę, ale nie udzielili Polsce efektywnej pomocy.
Przypatrzmy się (w wielkim skrócie) naszej ówczesnej sytuacji: Polska we wrześniu 1939 roku upadła i by odzyskać niepodległość potrzebowała nie tylko zwycięstwa odniesionego nad Niemcami, ale ponadto zwycięstwa nad Rosją sowiecką, która, nawiasem mówiąc, niedługo potem stała się najważniejszym przeciwnikiem Niemiec hitlerowskich. Tymczasem nasz rząd nie zawarł żadnego porozumienia zobowiązującego sojuszników zachodnich do obrony niepodległego bytu Polski, podważanego przez stalinowską Rosję sowiecką. W toku II wojny światowej państwa zachodnie dążyły do obalenia Hitlera, ale nie dążyły do obalenia Stalina. W obliczu zwycięskiej ofensywy wojsk sowieckich, wkraczających na ziemie polskie pod koniec wojny, rząd polski oraz przywódcy polskiego państwa podziemnego byli więc całkowicie osamotnieni. Z przebiegu wydarzeń wynikają liczne wnioski, ale dwa z nich uważam za najważniejsze, w kontekście dzisiejszej sytuacji Polski. Pierwszy jest taki, że dopóki Polska znajduje się między Niemcami i Rosją, dopóty silniejsi od nas sąsiedzi dążą i będą dążyli do podporządkowania sobie rządu w Warszawie. Nie było i nie będzie sojusznika, który nadstawi za nas karku i poświęci się w naszej obronie. Wielka Brytania przystąpiła w 1939 roku do wojny z Niemcami, ponieważ (z pewnych istotnych względów, o których tutaj nie będę wspominał) postawiła sobie za cel zlikwidowanie – za wszelką cenę! – rządów Hitlera w Niemczech. Do realizacji tego celu była Londynowi potrzebna m. in. również Polska i Polacy. Zostaliśmy wykorzystani i po zrealizowaniu celu tj. pokonaniu Niemiec i obaleniu hitleryzmu, porzuceni. Nikt – oprócz młodych Polaków – nie umierał ani w 1939 roku ani kiedykolwiek, za Gdańsk, za „morze, nasze morze”, za ukochaną biało-czerwoną.
Drugi istotny wniosek jest nieco bardziej złożony. Nie ma sensu kombinować: co by było gdyby? Niemniej jednak, polską politykę przed i po 1939 roku można było uprawiać lepiej. Mądrzej i bardziej realistycznie. Z analizy dokumentów wynika, że ówcześni sternicy sprawy polskiej nie dostrzegali wyrachowania Anglików czy Amerykanów. Można się temu dziwić, ale czy współcześni politycy w Polsce dostrzegają ukryte cele przyświecające politykom w innych państwach? Realizm nakazuje, by w polityce zachowywać się jak na szachownicy: nie szarżować, nie ulegać emocjom, przewidywać ruchy przeciwnika, wykorzystywać sprzyjające okoliczności by wzmacniać własną pozycję. Miłośnicy szachów wiedzą o czym piszę. W okresie międzywojennym Polska nie była jedynym krajem znajdującym się między Niemcami a Rosją. Niejednokrotnie odczuwam zażenowanie, kiedy studiuję dzieje małostkowych konfliktów pomiędzy małymi narodami i państwami Europy środkowo-wschodniej, które – zamiast łączyć się i wspólnie przeciwstawiać prawdziwemu niebezpieczeństwu – ulegały rozmaitym manipulacjom i skakały sobie do oczu. Ot, choćby zajęcie Zaolzia przez Polskę w 1938 roku. I udział Słowacji oraz Litwy w agresji na Polskę w 1939 roku. Odnoszę wrażenie, że również obecnie – z chlubnymi wyjątkami (Viktor Orbán) – wielu przywódców Europy środkowo-wschodniej wciąż nie odrobiło tej fundamentalnej lekcji realizmu politycznego. Czy zgodna współpraca pomiędzy państwami znajdującymi się między Niemcami a Rosją zmieniłaby bieg historii? Nie dowiemy się tego, natomiast bez wątpienia tak właśnie powinna wyglądać rozumna polityka. W przeszłości i obecnie.
dr Wojciech Turek