W Hołowni nadzieja opozycji
9 grudnia, 2019W wyborach parlamentarnych opozycja zdobyła przyczółek. Łącznie z senatorami niezależnymi (z których tak naprawdę to tylko jeden jest niezależny) ma większość w Senacie. I z chwilą, gdy senator Grodzki został marszałkiem Senatu, panujący w Polsce system dostąpił cudownej przemiany. I marszałek Grodzki ogłosił miastu i światu, że zwyciężyła demokracja. Co w chwilę potem, swoim autorytetem potwierdził przewodniczący Platformy G. Schetyna. I również ogłosił, że mamy demokrację. W przypadku przewodniczącego PO spektakularna była metamorfoza, jakiej doznał. Dotychczas, według przewodniczącego G. Schetyny, nie tylko nie mieliśmy demokracji, ale jeszcze panował reżim. Reżim PiS-u oczywiście. Z chwilą wyboru marszałka Senatu z szeregów Platformy, przewodniczący doznał iluminacji. W Polsce już nie ma reżimu, jest natomiast demokracja.
To wszystko było po wyborach parlamentarnych. Z kolei w maju mamy wybory prezydenckie. I przez wiele miesięcy opozycja żyła nadzieją, na powrót D. Tuska do Polski. Król Europy (copyright B. Borusewicz) miał przyjechać na białym koniu i poprowadzić opozycję do zwycięstwa w tych wyborach. Niestety król Europy nie kwapił się do przyjazdu do Polski. I wolał pilnować żyrandola tam gdzie był dotychczas, czyli w Brukseli. Choć zupełnie inaczej to argumentował, ogłaszając swoją decyzję. Tak czy inaczej, do Polski nie przyjechał, aby zjednoczyć opozycję i wygrać dla niej wybory prezydenckie.
Po decyzji D. Tuska, wielka smuta zapanowała w szeregach opozycji. Teraz już demokratycznej, choć jeszcze nie tak dawno totalnej i w totalnym państwie. Wielka smuta, szczególnie w okolicach Czerskiej i Wiertniczej. Ale smuta to też walka o władzę. Toteż w ugrupowaniach składających się na opozycję (niezależnie od tego jak ją będziemy nazywać, czy też jak ona sama siebie nazywa), ujawniły się ambicje. Przez jakiś czas prezes PSL-u, aspirował do roli jednoczyciela. Ale krótko to trwało. Lewica (czyli SLD) ani myślała chować się pod skrzydła swojej niegdyś przybudówki. Oni już mają swojego młodego, gniewnego. A że ma on poglądy z minionej epoki? Nie szkodzi, według przewodniczącego SLD, to była świetlana epoka.
Platforma też nie miała zamiaru oddać pola swojemu, słabszemu przecież koalicjantowi, którego co tu dużo mówić, zawsze traktowała trochę z góry. Tym bardziej, że w Platformie, po rezygnacji D. Tuska, rozpoczęła się walka buldogów pod dywanem. Kto ma być kandydatem na kandydata. Radosław Sikorski z Chobielina Dwór, co niegdyś był Chobielinem PGR, pierwszy złożył broń. I ogłosił, że w ustawce nie będzie brał udziału. A może powiedział, że kiedyś już brał udział w ustawce i drugi raz nie będzie tego robił? Nie ważne, fakt jest faktem, że z walki się wycofał. Ale walka pod dywanem trwa nadal. A chodzi nie tyle o to, kto będzie kandydatem Platformy w wyborach na prezydenckich, tylko o to czy przewodniczący G. Schetyna utrzyma się jako szef Platformy. Wyniki pierwszych zmagań poznamy za tydzień, a tych drugich dopiero w styczniu. Toteż w Platformie kotłowanie jeszcze trochę potrwa.
Ale minioną niedzielę ujawnił się nowy zawodnik, Hołownia się nazywa. Dotychczas prezenter programu ‘Mam talent’, w telewizji, co całą prawdę całą dobę, żaden polityk. A do tego, podobno jeszcze świecki kaznodzieja, taką opinię też gdzieś przeczytałem. Ale światły kaznodzieja! Bo w telewizji, co całą prawdę całą dobę, tylko światli ludzie są. I światli ludzie oglądają tę telewizję.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Platformę też popierają, przede wszystkim światli ludzie. A podobieństwa przyciągają się nawzajem. Światli ciągną do światłych. Czyli Eureka! Platforma ma już swojego kandydata. Co więcej ma kandydata nie tylko światłego, ale też i niezależnego. Można powiedzieć dwa w jednym.
Jednym słowem, cała nadzieja Platformy, co tam Platformy, całej opozycji w Szymonie Hołowni!
Tadeusz Hatalski